Ogłoszenie

stat4u Nie wiesz jak zacząć? Wbij tutaj.
Dla nowych/zapominalskich: Posty na gale należy pisać do godziny 16:00 w dzień tejże gali (czyli na Clash w środę). Późniejsze (po 16:00) starania na Backstage/Ring nie będą brane pod uwagę na galę odbywającą się owego dnia.




#1 2013-04-28 21:57:33

JackJPS

http://img832.imageshack.us/img832/3127/fcld.png

9860727
Zarejestrowany: 2012-05-28
Posty: 84
Punktów :   

Opowiadanie chwilowo bez tytułu.

Uwaga konkurs!!!
W celu zachęcenia was do przeczytania i wychwycenia ewentualnych błędów w tekście zamieszczam taki oto event. Szukacie błędów, a jeśli znajdziecie wpisujecie je pod opinią w komentarzu. Za każde pięć błędów należy się +. Taki oto mały Event. A teraz zapraszam do czytania.




I  Utracone wspomnienia



                  

W pokoju było ciemno. Dostrzegał jedynie ledwo zarys swoich rąk. Usiadł na łóżku, lub na czymś co zdawało się mu być łóżkiem i rozejrzał się dokładnie po całym pomieszczeniu. Zaczynał widzieć coraz lepiej, aż w końcu dostrzegał wszystko bez problemu, choć i tak cały pokój spowijał półmrok. Spostrzegł drzwi, a koło nich włącznik światła. Wstał, ale od razu upadł czując w prawej nodze potworny ból.  Usłyszał kroki na dole. Zbliżały się, aż ucichły gdzieś na poziomie jego piętra. Drzwi powoli uchyliły się i stanęła w nich młoda ciemnowłosa dziewczyna w stroju pielęgniarki. Zapaliła światło i szybko do niego podbiegła. Przykucnęła, zarzuciła jego ramie przez swoje i podniosła go. Nie opierał się. Nie czuł strachu i nieufności wobec owej dziewczyny. Posłusznie dał się położyć na łóżku. Nie odezwał się. Leżał wpatrzony w nią z kamiennym wyrazem twarzy. Dziewczyna wyciągnęła z szafy stojącej przy oknie mały stołek i przysiadła przy nim. Jej piwne oczy nagle rozbłysły, ale stłumiła to i starając się ukryć ciekawość zaczęła do niego mówić.
–    Więc... Obudziłeś się. Nie sądziłam, że do tego dojdzie. Byłeś nieźle poharatany. - Jej oczy po raz kolejny rozbłysły z ciekawości – Jeśli można spytać. Kim ty właściwie jesteś?
Uświadomił sobie właśnie, że nie może sobie przypomnieć. Usilnie próbował przywołać jakiekolwiek wspomnienie, ale wszystko na nic. Siedział jeszcze przez chwilę wpatrzony w pielęgniarkę i w końcu wykrztusił z siebie.
–    Ja? - Jego własny głos wydał mu się dziwnie obcy. Nie wiedział co zrobić. - Ja jestem... Ja nie wiem. Nie pamiętam nic. W głowie mam kompletną pustkę. Nie wiem kim jestem, nie wiem skąd jestem, nie mam pojęcia jak się tutaj znalazłem i co teraz powinienem zrobić. Czy, czy ty mogłabyś wyjaśnić mi gdzie jestem i jak się tutaj znalazłem?
–    Jesteś w szpitalu, a właściwie w jego marnej namiastce. - Dopiero teraz rozejrzał się po pokoju i zauważył, że pomieszczenie jest sterylne choć stare. - Wojna nie oszczędzała nikogo, na szczęście się już kończy.
–    Wojna?
–    Tak, trwała przez ostatni rok. Trudno uwierzyć, że człowiek jest zdolny do takich okrucieństw. Wybacz, miałam ci powiedzieć ja się tutaj znalazłeś. Otóż trzy dni temu przyniosło cię tutaj kilku żołnierzy, którzy patrolowali miasto w poszukiwaniu ocalałych z bombardowania. Od tego czasu spałeś cały czas. Dziwne jest to, że nie odniosłeś właściwie żadnych obrażeń. Ani jednego poparzenia czy zmiażdżenia. Mocno ucierpiała za to twoja prawa noga. Wygląda na to, że do ciebie strzelano. Wyciągnęłam z niej około dwieście gram ołowiu. Wyglądała jakby ktoś chciał cię jej pozbawić za pomocą strzelby. Opatrzyłam ją, ale i tak nie wiem czy będziesz w stanie normalnie chodzić.
–    Czy miałem coś przy sobie? Jakieś zdjęcia albo coś w tym rodzaju?
–    Nie, ale kurczowo trzymałeś się jakiegoś kufra. Nie mogli cię tam zostawić więc zabrali cię tutaj razem z nim. Stoi koło drzwi. Wiesz, że nie mogli go otworzyć? Oprawa musi być co najmniej tytanowa bo nawet piłą do metalu nie mogli jej przepiłować. W końcu dali sobie spokój, ale musi być tam coś dla ciebie ważnego, coś co może pozwolić odzyskać pamięć, ale na razie musisz leżeć. Nie wolno ci wstawać bo twoja noga jeszcze jest w opłakanym stanie. Jest już późno. Spróbuj zasnąć.
–    Mam jeszcze jedno pytanie. Czy tylko ja jestem pacjentem tego szpitala?
–    Nie, ale... - zawiesiła głos jakby w zamyśleniu próbując wyszukać słowa – No cóż, jesteś trochę niecodzienny. Inni pacjenci mogliby się ciebie wystraszyć.
–    Wystraszyć? – syknął nie kryjąc zdziwienia – Dlaczego niby mieliby się mnie bać?
–    Usiądź proszę, a ja zaraz ci pokażę – Dziewczyna ruszyła do szafy z której tym razem wyciągnęła średniej wielkości lustro i wróciła stawiając mu je przed twarzą. - Rozumiesz już?
Faktycznie nie wyglądał zwyczajnie. Białe kosmyki włosów opadające na twarz i prześwitujące przez nie fioletowe oczy z pionowymi źrenicami sprawiały co najmniej dziwne wrażenie. Trzydniowy siwo czarny zarost potęgował to wrażenie. Był dość postawny. Na szyi wytatuowane miał skrzydła, a na prawym nadgarstku szczura, który owijał ogon wokół jego przedramienia. Na sercu znajdował się wytatuowany pentagram. Nie wydawało mu się to dziwne bo nie pamiętał jak wygląda normalny człowiek. Uśmiechnął się i przeciągnął.
–    Ja nie widzę w tym nic nadzwyczajnego.
–    Wiesz co jest zastanawiające? Straciłeś pamięć teoretycznie kompletnie, a jednak  dalej pamiętasz jak się rozmawia. Dziwne...
–    Racja, ale nie zastanawiałem się nad tym. Gorsze jest to, że nie wiem jak się nazywam.
–    Na pewno za niedługo się przekonasz. Jestem tego pewna, ale teraz połóż się spać i tak już dziś nic nie zdziałamy. - Dziewczyna wstała i podeszła do drzwi.
–    Czekaj – Zatrzymał ją wołaniem jakby chciał zatrzymać coś dla siebie niewyobrażalnie drogiego – Nie zapytałem cię jeszcze jak masz na imię.
–    Helena – powiedziała dziewczyna zamykając drzwi i uśmiechając się.
–    Helena, całkiem ładnie. - pomyślał kładąc się z powrotem na łóżku.
Nie mógł zasnąć jeszcze przez dłuższy czas. Rozglądał się rozmyślając co może znaleźć w kufrze. Mogło to chociaż częściowo przywrócić mu pamięć. Już nie długo miał się przekonać. Po długich próbach udało mu się zapaść w głęboki sen.
Obudziły go promienie słońca padające przez okno na jego twarz. Usiadł na łóżku i ponownie rozejrzał się po pokoju. Ściany były pomalowane pożółkłą farbą olejną, a na białym, popękanym suficie widać było plamy wilgoci. Dach musiał być nieszczelny. Poszarzałe firanki w oknach sprawiały wrażenie jakby zaraz miały się rozsypać. Zwrócił uwagę na kufer stojący obok szafy. Miał około półtora metra długości, pół metra szerokości i pół metra wysokości. Faktycznie widać było, że został solidnie oprawiony metalem. Brązowe, obdrapane drzwi powoli uchyliły się i stanęła w nich Helena trzymając tacę z jedzeniem.
–    Witaj, przyniosłam ci śniadanie. - powiedziała z uśmiechem na twarzy, weszła głębiej do pokoju i siadając na taborecie położyła tacę, na której znajdował się rogalik z dżemem i szklanka mleka na jego kolanach. - Masz szczęście. Dziś była dostawa żywności, udało mi się wygospodarować dla ciebie trochę dżemu. Mam nadzieję, że lubisz dżem.
–    Szczerze mówiąc nie wiem. Ale musi mi zasmakować. - uśmiechnął się i wziął duży kęs rogalika. Faktycznie, zasmakowało mu. Jak tylko przełknął to co miał w ustach postanowił podzielić się wrażeniami. - Jest bardzo smaczny. Nie dziwię się, że tak za nim przepadacie. Wiesz... Jeśli to nie problem, chciałbym wrócić do naszej wczorajszej rozmowy.
–    Oczywiście, ale o czym dokładnie chciałeś porozmawiać?
–    Właściwie w jakim kraju się znajdujemy?
–    Jesteśmy w Anglii, a właściwie w tym co z niej zostało. Mamy szczęście. Wojna ominęła nas bo skoncentrowała się większych miastach. Trafiło w nas tylko największe Bombardowanie. Ostatnia deska ratunku wojsk niemieckich, ale i tak nic im to nie dało. Dziś została podpisana ugoda, która kończyła wojnę.
–    A więc jesteśmy w Anglii. Wiesz, dziwnie się czuje kiedy znam twoje imię, a ty mojego nie.
–    Mogłabym ci jakieś nadać. - powiedziała nie kryjąc uśmiechu – Może wtedy łatwiej byłoby ci się zaaklimatyzować. A może akurat trafię.
–    Proszę, wymyśl. Może masz rację i to pomoże mi odzyskać pamięć. Kto wie?
–    Hmm... - Helena podrapała się po brodzie i nagle rozpromieniała – Wiem! - krzyknęła z dumą w głosie. - Będziesz się nazywał... Ech, nie mogę. Twoje imię musi być twoją decyzją. Musisz wymyślić je sam.
–    Może masz rację. Mógłbym zobaczyć ten kufer, o którym mówiłaś z bliska? - rzucił kończąc rogalika
–    Niestety, ale nie mam tyle siły, żeby go przysunąć. Wiem, że chcesz jak najszybciej zobaczyć co jest w środku, ale i tak nie możesz wstawać z łóżka dopóki twoja noga nie dojdzie do normalnego stanu. A właśnie. Wypij szybko mleko. Czas na zmianę opatrunku.
Duszkiem wlał w siebie szklankę świeżego, jeszcze ciepłego mleka i odstawił tacę na bok. Helena delikatnie ujęła w dłonie jego nogę i zaczęła powoli odwijać bandaż.
–    O mój boże! - krzyknęła, a jej twarz przepełniło zdziwienie. Nie mogła oderwać wzroku od jego nogi. Była pokryta bliznami, ale poza tym wyglądała na całkiem zdrową. - Niesamowite, zregenerowała się w tak krótkim czasie. Nie mogę uwierzyć w to co widzę. Jeszcze trzy dni temu wyglądała okropnie, obawiałam się czy nie wda się jakieś zakażenie, ale jak widać nie było o co. Wiesz, faktycznie jesteś inny niż wszyscy. Normalny człowiek chodziłby o kulach do końca życia. A właśnie, skoro tak szybko się regenerujesz. Jeśli chcesz możesz spróbować wstać, wydaje mi się, że już dasz radę.
Zaparł się rękami na łóżku i spróbował się podnieść. Na wszelki wypadek opierał ciężar ciała na lewej nodze. Wyprostowała się i zachwiał, ale nie upadł. Ból w prawej nodze był odczuwalny, ale nie tak dotkliwy jak wcześniej. Spróbował zrobić krok  do przodu. Następnie ruszył utykając w stronę kufra.  Droga przez pokój dłużyła mu się niemiłosiernie. W końcu jednak dotarł do skrzyni. Metalowe elementy były pokryte dziwnymi, roślinnymi i zwierzęcymi ornamentami. Gdzieniegdzie widać było ślady prób włamania się do środka. Cała reszta była obita czarną skórą. Kłódka zawieszona na przodzie była pokryta warstwą brudu, która uniemożliwiała zobaczenie czegokolwiek co mogłoby przypominać dziurkę na klucz. Ujął ją w dłoń i przetarł. Jego oczom ukazał się wizerunek szczura. Nagle poczuł dziwne mrowienie w prawej ręce. Nasilało się w miarę zbliżania się jego ręki do kłódki. Kiedy dotknął owej kłódki szczur na jego ręce poruszył się. Błyskawicznie ogon odwinął się, a sam zwierzak czmychnął do blokady i zniknął w środku nie pozostawiając żadnego śladu na ręce.  Wizerunek gryzonia na kłódce zaświecił się na fioletowo. Światło zaczęło promieniować na całą skrzynię. Po kolei wszystkie ornamenty rozbłyskały, aż  cały metal oświetlony został przez fioletową łunę. Z jakiegoś powodu wiedział co zrobić. Złapał za kłódkę i pociągnął lekko. Zamknięcie bezproblemowo otworzyło się. Zerknął jeszcze raz na Helenę siedzącą przy łóżku. Jej oczy nie wyrażały już zdumienia, ale przerażenie i zadziwienie. Nie było odwrotu. Ściągnął kłódkę i bardzo powoli zaczął odchylać wieko. Ze środka skrzyni ulotniło się trochę dymu, ale było to tak niewielka ilość, że rozpłynęła się w pomieszczeniu i chwilę później była nawet niewyczuwalna. Uchylił wieko całkowicie i ujrzał coś co prawdopodobnie było jego przeszłością. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy był wielki, jednosieczny miecz, który zajmował całą długość skrzyni i mniej więcej trzy czwarte jej szerokości. Ostrze wyglądało na bardzo solidne. Rękojeść, była owinięta czarnym, skórzanym rzemieniem. Sięgnął po niego, a gdy go dotknął jego oczom ukazało się setki obrazów w jednej chwili. Nagle wiedział czego ma szukać. Z zadziwiającą łatwością wyciągnął miecz ze skrzyni i odłożył obok siebie. Pod spodem leżał czarny skórzany płaszcz. Był dość nietypowy bo miał wysoki kołnierz. Jeśli został zapięty do końca zakrywał pół twarzy. Jeszcze głębiej leżał pistolet. Był to rewolwer Smith & Wesson 500.  na samym spodzie leżało kilka książek i medalion w kształcie znaku nieskończoności z fioletowym kamieniem na środku. Wyciągnął wszystko ze środka, a na samy spodzie ujrzał przykręconą do dna blaszkę z wytłoczonym napisem James Carter.
–    Już wiem... - oderwał się od kufra i szybko spojrzał na Helenę. - Nazywam się James Carter i byłem... Sam nie wiem jak to ująć. Widziałem siebie... Walczyłem, zabijałem. Ale nie  ludzi.
–    Więc  co? - Helena dalej pełna trwogi jednak przerwała milczenie – Kim ty właściwie byłeś? Wiesz już skąd się wziąłeś?
–    Niczego nie jestem pewny. Może to tylko wyobraźnia płata mi figle, ale jeśli to prawda... Wybacz mi, ale mam jedną prośbę. Czy mogłabyś opuścić pokój? Chciałbym samotnie sprawdzić dokładnie zawartość tego kufra. Może na coś natrafię.
–    Rozumiem – rzuciła chłodno – Wrócę wieczorem i przyniosę ci kolację.
Helena opuściła pokój, a James zabrał się od razu do czytania. Nie minęło wiele czasu, a spostrzegł, że nic właściwie z tych książek nie pomoże mu w odzyskaniu pamięci. Właściwie wszystkie były czymś w rodzaju bestiariuszy. Opisywały mocne i słabe strony stworów mitycznych oraz tych, które częstokroć przedstawiane były w wierzeniach i podaniach różnych kultur. Mimo to czytał wszystkie strona po stronie w nadziei, że jednak znajdzie tam jakąś przydatną informację.  Przeczytał już prawie wszystkie książki od deski do deski. Dochodziła godzina dziewiętnasta, a James zabierał się właśnie za ostatnią, piątą książkę. Otworzył ją i od razu jego uwagę przyciągnął charakter pisma, którym została napisana. Wiedział, że słowa zawarte na kartkach napisane były przez niego. Przeczytał kilka kartek. Wbrew oczekiwaniom nie był to dziennik, ani nic co mogłoby go naprowadzić na trop swojej tożsamości. Zawartość opisywała sposoby pieczętowania zarówno przedmiotów, jak i nieuchwytnych normalnie energii. Czytał dalej, ale po chwili pojawiły się tylko puste kartki. Przeleciał jeszcze dalej, a w połowie na kartce zamieszczone zdanie „Oczyść się, a w środku znajdziesz odpowiedź”. Na kartce obok narysowany był pentagram. Wyrwane z kontekstu zdanie na środku książki nic mu nie powiedziało. Zastanawiał go jednak pentagram po drugiej stronie. Postanowił wrócić do początkowych stron i przeanalizować je jeszcze raz.  Czytał dokładnie każde słowo, aż natrafił na zdanie „Pieczęć krwi drugiego stopnia zwana także pieczęcią oczyszczenia. Pozwala ona ukryć przedmioty w innych. Przy drugim stopniu pieczętowania ważny jest rozmiar przedmiotu. Wielkość nie może przekraczać objętości serca osoby, która chce zapieczętować przedmiot. Użycie tego rodzaju zabezpieczenia zostawia trwały ślad na ciele pieczętującego. Trzeba wspomnieć też o tym, że pieczęć jest tym silniejsza im bliżej serca znajduje się znamię. Aby zdjąć pieczęć potrzebna jest krew i energia życiowa osoby, która ją założyła. Dlatego też jest bardzo ciężko ją zdjąć przez osoby trzecie. Jest uważana za jedno z najlepszych zabezpieczeń. Aby ją zdjąć, zarówno na znaku jak i na znamieniu musi znajdować się krew osoby, która założyła pieczęć. Należy także wypowiedzieć słowo klucz, które zna tylko pieczętujący.” Spojrzał w dół i ujrzał pentagram, który widniał na jego lewej piersi. Wszystko stało się jasne. Brakowało tylko hasła, które odblokowałoby pieczęć. James zamknął książkę i  rozejrzał się po okładce, ale była pusta.  Ponownie otworzył na środku. Przejechał dłonią po ostrzu rozcinając ją, a następnie wycisnął kilka kropel krwi na i odcisnął ślad na pentagramie na swoim ciele. Zamknął oczy i próbował się wyciszyć. Cały czas brzmiały mu w głowie słowa napisane obok pentagramu.  Po chwili jak grom z jasnego nieba przyszła do niego odpowiedź. Otworzył oczy, położył zakrwawioną dłoń na książce i powiedział „purificationis”. Oba pentagramy, zarówno ten na jego piersi jak i ten na książce rozświetliły się. Poczuł pod dłonią nierówność. Podniósł ją i zauważył, że z książki wyłania się małe, nie większe od pudełka papierosów pudełko. W miarę jak pudełko stawało się coraz wyraźniejsze, pentagram na jego ciele zanikał, aż w końcu zniknął całkowicie, a pudełko można było wziąć w dłoń. James spiesznie ściągnął górę pudełka. Jego oczom ukazały się poskładana kartka i kluczyk. Wyciągnął kartkę i rozłożył ją. To była rzecz, której szukał. Jego twarz rozpromieniała niczym twarz dziecka otwierającego gwiazdkowy prezent. Usiadł na łóżku i zaczął czytać. „Mablestreet 512”  Mimo iż, było to mało to i tak ucieszył się, że znalazł jakiekolwiek informacje. Postanowił się niezwłocznie ubrać i ruszyć pod podany adres. Drzwi powoli uchyliły się i do pokoju weszła Helena z kolacją.
–    Przyniosłam ci... O boże ty krwawisz. Co się stało? - Helenę ogarnął niepokój. Odstawiła tacę na ziemię i podbiegła do Jamesa.
–    To nic takiego. Zaraz się zagoi... - Helena dalej patrzyła na niego przerażona – Musiałem to zrobić, aby poznać przeszłość.
–    Udało ci się? Wiesz już kim byłeś? - powiedziała już spokojniej.
–    Nie, ale mam adres. Problem w tym, że nie wiem gdzie szukać. Na kartce nie było podanego miasta. Muszę znaleźć to miejsce.
–    Jaki to adres?
–    Mablestreet 512
–    Wiesz, to nie daleko. Człowiek, który tam mieszka jest dziwny. Nigdy nie wychodzi i nie przyjmuje gości. Nie wiem dlaczego. Może o to chodzi. Może tam powinieneś zacząć poszukiwania.
–    To jest to! - Wykrzyknął zdumiony. - To na pewno tam. Mogłabyś mnie tam zaprowadzić?
–    Owszem, ale nie dzisiaj. Dziś mam nocny dyżur. Muszę zostać w szpitalu, ale jutro mogę cię tam zabrać.
–    Za późno. Nie mogę czekać. Powiedz mi jak tam dojść, a pójdę tam sam.
–    Dobrze, i tak bym cię nie zatrzymała. Jak wyjdziesz ze szpitala idź w lewo i skręć w prawo pierwszą uliczką. Po chwili dojdziesz do schodów. Wejdź nimi do góry i skręć w prawo. Nie daleko będziesz miał kolejną uliczkę w prawo. Idź nią, aż dojdziesz do dużego placu, dookoła niego będą stały domy. Ten na samym środku to 512. Zanim wyjdziesz. W szafie są twoje ubrania.
–    Dziękuję, kiedyś ci się odwdzięczę.
–    Trzymam cię za słowo. - uśmiechnęła się ciepło – Ja teraz zejdę na dół. Spotkajmy się przy wyjściu za chwilę. Droga jest prosta. Zejdź schodami na dół i pójdź w prawo.
Helena wyszła z pokoju, a James zajrzał do szafy. Leżały tam spodnie moro i buty wojskowe oraz czarna koszulka. Wrzucił na siebie ubrania, po czym założył jeszcze płaszcz. Zauważył dwie metalowe obejmy na plecach. Po chwili zrozumiał, że służyły one jako pochwa na miecz. Pistolet schował do kabury wszytej w płaszcz. Książki schował z powrotem do skrzyni i wyszedł z pokoju. Korytarz sprawiał normalne wrażenie. Ściany były pomalowane tą samą farbą olejną co w pokoju. James zszedł na sam dół i zgodnie ze wskazówkami ruszył do wyjścia. Przy drzwiach stała już Helena.
–    Więc... Czas już na ciebie? - Pomimo tego, że znała Jamesa zaledwie nie całe dwa dni jej oczy błyszczały od powstrzymywanych łez.
–    Tak, muszę dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. - James chciał ukryć emocje, ale już na pierwszy rzut oka było widać, że nie chce iść.
–    Wrócisz?
–    Nie wiem chciałbym. Jesteś najbliższą mi osobą. Tylko ciebie znam. Jeśli los będzie mi sprzyjał to wrócę.
Helena nie odpowiedziała już nic, tylko przytuliła Jamesa jakby miał już nigdy nie wrócić. Zza rogu wyszedł jeden z lekarzy.
–    Helena, musimy porozmawiać – Spojrzał na Jamesa. Przez chwilę ogarnęła go trwoga, ale uspokoił się. - Edward Brok – Rzekł wyciągając do niego rękę.
–    James Carter – James podał dłoń doktorowi, po czym opuścił budynek obrzucony tęsknym wzrokiem Heleny.
James stanął na schodkach przed budynkiem i rozejrzał się. Stare, ale nie zaniedbane kamienice wyglądały zjawiskowo na tle letniej, gwieździstej nocy. Obejrzał się jeszcze. Przez szklane drzwi zobaczył jak Helena wchodzi do jakiegoś pokoju razem z doktorem Brokiem. Zamknął oczy i wziął kilka głębokich wdechów. Nagle jego spokój przerwało wołanie o pomoc. Dobiegało ze środka szpitala. Po chwili wiedział już kto to. Zawrócił z powrotem do budynku. Głos dobiegał z drzwi do których weszła Helena. Nie było czasu na półśrodki. Kopnął w drzwi wywarzając je i wpadł do środka. Doktor Brok akurat rozrywał bluzkę Heleny.
–    Śmieciu! - Krzyknął James, po czym z dziką furią wpadł w lekarza. Podniósł go za szyję, rzucił o ścianę i wyciągnął miecz. - Zabije cie skurwielu. Rozumiesz? Zabije. Najpierw obetnę ci jaja, a potem będę po kawałku odcinał każdą część twojego ciała. Zginiesz powolną i bardzo bolesną śmiercią, tak jak zasługujesz.
Brok spocił się i zrobił cały czerwony. Widać było w jego oczach strach, wielki lęk, ale ani grama skruchy. Łzy cieknące po policzkach Broka nie zrobiły na Jamesie najmniejszego wrażenia. Wręcz przeciwnie. Sprawiły, że stał się jeszcze bardziej zawzięty. Uspokoił oddech i zacisnął dłoń na rękojeści. James ruszył a doktora i zamachnął się. Ale kiedy ostrze było tuż przed Brokiem, Jamesa zatrzymał głos Heleny.
–    Nie, nie rób tego. Nie jesteś mordercą. - Dziewczyna zalała się łzami.
James poprawił chwyt. Machnął mieczem, klinga świsnęła tnąc powietrze i odbijając słabe światło lampki nocnej stojącej na biurku. Brok głośno przełknął ślinę. Ostrze jednak go nie zabiło. James drasnął tylko czoło doktora, po czym cofnął się i schował miecz.
–    A teraz słuchaj. - James zbliżył się do Broka - Jeśli kiedykolwiek ją dotkniesz. Zbiję cię... Jeśli kiedykolwiek dotkniesz jakiejkolwiek kobiety bez jej zgody. Zabiję cię... Teraz powinieneś paść przed nią na kolana bo tylko dzięki niej masz jeszcze szansę spłodzić potomstwo. Zapamiętaj moje słowa. Wiedz, że jeśli dowiem się o tym, że zakpiłeś sobie z godności którejkolwiek z kobiet stąpających po ziemi wrócę tu i dopełnię moje przyrzeczenie.
James nerwowo odwrócił się, ściągnął kitel z wieszaka i okrył nim Helenę. Dziewczyna zamarła w bezruchu. Nie wiedziała co zrobić. James złapał ją za ramiona i podniósł na nogi. Brok cofnął się na ziemi pod ścianę zostawiając za sobą odciśnięte na ziemi ślady krwi w kształcie dłoni.  Helena posłusznie wstała, a James wyprowadził ją z pokoju. Stanęli na korytarzu. Helena była dalej sparaliżowana, a James nie wiedział co teraz zrobić.  Nagle amulet na jego szyi zaczął lekko wibrować.  Po chwili drgania stały się silniejsze. James usłyszał uderzenia w ścianę znajdującą się obok niego. Budynek zaczął się trząść.  Stara farba na ścianach popękała w wielu miejscach, a tynk sypał się z sufitu. Jamesa ogarnął wewnętrzny niepokój oraz dziwne uczucie, które skądś pamiętał, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Niespodziewanie przez ścianę przebiła się wielka, trochę zniekształcona ręka.  James odruchowo odskoczył i chwycił za miecz, ale szybko spostrzegł przerażoną Helenę.  Niezwłocznie przeskoczył  nad cofającą się ręką, złapał dziewczynę i rzucił się w kierunku wyjścia. W mgnieniu oka znalazł się przy drzwiach i wyskoczył jak poparzony i zbiegł po schodkach prowadzących na ulicę.  Odbiegł jeszcze na drugą stronę ulicy i posadził dziewczynę na ławce stojącej obok latarni. James odwrócił się jeszcze w stronę wyjścia i skupił na nim wzrok jednocześnie wznosząc prawą rękę do rękojeści miecza. Stał tak przez chwilę, ale nic się nie wydarzyło. Opuścił więc rękę stanął luźno. Helena zdruzgotana ty co stało się przed chwilą dalej siedziała na ławce i nie mogąc wydusić z siebie słowa wpatrywała się skulona w ziemię. Zimny, ostry wiatr przegnał chmury sprzed seledynowo srebrnego księżyca w pełni. Powiew odbijał się o stare, szare i zniszczone ściany kamienic. Wiatr wzmógł się i zagwizdał między uliczkami, po czym ucichł. Było spokojnie, zbyt spokojnie. Grobowa, niczym nie zachwiana cisza sprawiała wrażenie wielkiej, wszechogarniającej pustki. Spokój przerwało poczucie zagrożenia u Jamesa. Ziemia zaczęła drżeć. Drgania stawały się coraz silniejsze. Rozległ się pusty, metaliczny stukot.  James natychmiast odwrócił głowę w stronę, z której dobiegał dźwięk.  Wydawała go podskakująca pokrywa studzienki ściekowej. W jednym momencie wszystko ucichło. Jednak amulet na szyi Jamesa drgał, z każdą chwilą drgania się nasilały. Wiedział, że coś się za chwilę stanie. Rozstawił nogi szerzej i ugiął je lekko w kolanach, po czym powoli podniósł rękę do miecza. Ręka wędrowała do broni, a amulet coraz silniej drgał. James musnął palcami rękojeść i nagle dosłownie milimetry przed nim spod ziemi niczym strzała wystrzelona z kuszy wyskoczyła wielka ręka, a za nią druga i reszta ciała. James odruchowo odskoczył i znalazł się w odległości około czterech metrów od czegoś z czym jak mniemał miał się za chwilę zmierzyć. Stanęli sztywno, bez ruchu. Wtedy James spostrzegł kim jest jego przeciwnik. Był to ewidentnie doktor Brok. Ten sam mimo iż większy i zdeformowany. Mierzył około dwóch metrów wysokości. Postawą przypominał trochę goryla. Dwa wielkie, mocarne ramiona z przodu służyły mu za oparcie. Tył natomiast nie wiele się powiększył. Jego nogi i tylne partie ciała sprawiały wrażenie nieproporcjonalnie małych. Mała głowa rzucała dookoła spojrzenia kaprawymi, żółtymi oczkami. Twarz wyglądała niemal tak samo. Na czole widoczna była rana, którą przed chwilą zadał mu James. Krew ciekła po twarzy tego czegoś co jeszcze kilka minut temu zdawało się być lekarzem.  Wyraźnie powiększona szczęka, z której wystawały dwa wielkie kły powoli podnosiła się i opadała. Wypływał z niej niebiesko zielony płyn, który najprawdopodobniej był śliną. Na całym ciele doktora, a zwłaszcza na rękach widać było wielkie niebieskie i czerwone żyły.  James przygotował się od razu na następny atak. Nie obchodziło go w co zamienił się Brok. Stanowił zagrożenie dla niego i Heleny. James ujął w dłoń rękojeść i cofnął prawą nogę do tyłu ustawiając się pod kontem do swojego przeciwnika.
–    Zdziwiony? - kłapnął szczęką Brok. - Nie spodziewałeś się mnie w takiej formie? Jestem w stanie zgnieść cię jak robaka. Dalej jesteś taki twardy? Skończę z tobą szybko.
Brok kończąc wypowiedź od razu ruszył w stronę Jamesa. Ziemia zatrzęsła się pod uderzeniami wielkich ramion Broka. Doktor wybił się w powietrze i runął w dół na Jamesa. James zachował jednak przytomność umysłu i usunął się w lewo, po czym ruszył do przodu i wyciągając miecz odciął rękę przeciwnika przy samym tułowiu. Krew trysnęła z rany i odciętej ręki skrapiając ulicę. Brok stracił równowagę i przekoziołkował w końcu wpadając twarzą w kostkę brukową przy okazji ryjąc podłużną dziurę w podłożu. James korzystając z chwili wyciągnął pistolet i sprawdził zawartość magazynka. Bębenek był pełny co dawało mu pięć strzałów. Brok powoli wstawał. Odległość między nim, a Jamesem wynosiła teraz na oko jakieś osiem metrów. James schował miecz. Brok zaryczał diabolicznie z bólu i odwrócił się w stronę swojego rywala.
–    Ty! Jak śmiałeś? Zapłacisz mi za to! - Ryknął jednocześnie plując.
Oczy doktora stały się krwisto czerwone. Brok ruszył z miejsca w szale wrzeszcząc jak opętany. James oddał strzał, który trafił doktora w brzuch. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił. James oddał jeszcze trzy strzały. Dwa trafiły w nogi, a jeden w rękę. To jednak tylko lekko spowolniło Broka. James postanowił wyprzedzić ruch przeciwnika. Ruszył w stronę Broka. Doktor zamachnął się, ale zanim zdążył wykonać uderzenie James przystawił mu pistolet do głowy i strzelił. Brok nie miał szans na przeżycie. Jego głowa rozprysnęła się jak surowe jajko rzucone o ścianę. Wielkie, obrzydliwe cielsko runęło na ziemię. Wszystko rozstrzygnęło się w tej chwili. James spojrzał jeszcze na ciało leżące na ziemi. Niem minęło dziesięć sekund jak zaczęło się iskrzyć. Po chwili martwe, bezgłowe ciało Broka zapłonęło mocnym, pomarańczowym płomieniem i niedługo potem został po nim tylko czarny pył powoli rozwiewany na wszystkie strony przez wiatr. James schował pistolet do kabury i odwrócił się w stronę ławki, na której siedziała Helena.  Dziewczyna najwyraźniej zemdlała. James niezwłocznie podbiegł do niej i kucnął przy ławce. Spojrzał w dół i zobaczył portfel leżący na ziemi. James podniósł czarny, skórzany portfel i zajrzał do środka.  Znalazł tam kilka monet, zdjęcie jakiegoś mężczyzny i dowód osobisty ze zdjęciem Heleny. Na dowodzie widniał napis „Helena Jones, MableStreet 138” . James zamknął portfel i schował go do kieszeni, po czym wziął Helenę na ręce i ruszył trasą wyznaczoną przez Helenę. Szedł pomiędzy szarymi kamienicami oświetlony blado pomarańczowym światłem latarni. W końcu staną przed dużym osiedlem domków jednorodzinnych. Ruszył wzdłuż numeracji. Wszystkie domki wydawały mu się puste.  Nie minęła jeszcze północ, a wszędzie były zgaszone światła. Płoty oddzielające posesje były poniszczone zupełnie jakby nikt tam nie mieszkał. W końcu nie daleko dostrzegł większy dom. Można było śmiało powiedzieć, że to mała rezydencja. Wysokie kamienne mury otaczające dom sprawiały wrażenie niesamowicie warownej budowli. Znad murów wynurzał się szpiczasty dach pokryty ciemnoczerwoną dachówką. Zza muru słychać było szczekanie psów. James zatrzymał się przy drewnianych, zdobionych mosiądzem drzwiach.  Na murze obok przykręcona została tabliczka z napisem „R.C. Jones”. Dom wydawał się nie być opuszczony, co więcej zdawał się być celem podróży Jamesa. Nie minęła chwila, a ciężkie drzwi uchyliły się powoli i stanął w nich stary, ale postawny i silny mężczyzna. Twarz miał pomarszczoną i zniszczoną słońcem. Na nosie zalegały mu małe, okrągłe okulary w złotych oprawkach. Długa broda sięgała mu do klatki piersiowej. Włosy, a właściwie ich resztki miał spięte z tyłu głowy. Ubrany był elegancko jednak widać było, że jego ubranie nie było nowe. Wytarta kamizelka zalegała na nieco luźnej białej koszuli, a tak właściwie koszuli, która kiedyś była biała. Wszystko elegancko skomponowane ze spodniami od garnituru i eleganckimi, arystokratycznymi butami. Z kieszeni kamizelki wystawał łańcuszek, który najprawdopodobniej podczepiony był do zegarka. Mężczyzna rzucił zimnym, przebijającym spojrzeniem na Jamesa. Obejrzał go dokładnie jakby skanował. Nagle jego wzrok trafił na twarz Heleny. Pobladł od razu. Jego oczy zabłyszczały od łez. Powstrzymał się jednak od płaczu.
–    Co, co się stało? - zapytał zachrypłym niskim głosem. Słychać było jednak zachwianie w każdym jego słowie – Czy ona...
–    Nie...- Przerwał James spoglądając na twarz Heleny – Proszę mnie wpuścić do środka, a wszystko panu wyjaśnię. Na razie jednak... Najważniejsze jest, aby Helena została położona w swoim własnym łóżku. Musi odpocząć.
–    Rozumiem... Oczywiście, proszę wejść. - głos starca ustabilizował się.
James przekroczył mur i jego oczom ukazało się duże podwórze, po którym biegały dwa ogary. Jeden czarny, a jeden brązowy. Psy pobiegły do Jamesa warcząc, jednak kiedy tylko ten spojrzał na nie oba stały się potulne jak baranki i kroczyły razem z nim w stronę domu. Starzec, który wpuścił go na posesje patrzył na to z niedowierzaniem. Teren był zasiany ciemną trawą. Przy murze w odstępach na oko półtora metra posadzone akacje. Sam dom sprawiał niesamowite wrażenie. Wymurowany z dużych kamieni tak jak mury, z drewnianym gankiem. Na rogach po murach piął się bluszcz.  W wejściu stały rzeźbione, dębowe drzwi.  Okna także wykonane z drewna sprawiały wrażenie strasznie staromodnych. James kroczył kamienną ścieżką pomiędzy trawą i dalej drewnianymi schodkami, aż do drzwi domu. Mężczyzna otworzył mu i pierwszy wszedł do środka.
James przeszedł przez próg i rozejrzał się. Znajdował się teraz w pomieszczeniu, które było najprawdopodobniej przedpokojem. Wystrój nie różnił się od tego na zewnątrz. Otaczały go kamienne ściany z przeplatającymi się gdzieniegdzie drewnianymi elementami. Na wprost znajdowało się duże wejście do salonu. Widać było przez nie duży, drawniany stół, kominek i barek wypełniony przeróżnymi butelkami. Na ścianie wisiały duże gobeliny przedstawiające sceny z polowań. Po lewej umiejscowione były schody. Długie, drewniane i kręcone jak przystało na szlachecki wystrój. Stary człowiek wskazał ruchem ręki, aby James zaniósł Helenę na górę. Tak więc zrobił. Góra była schludnie urządzona.  Ściany były białe, a jedyne co było na nich zawieszone to herb. James zauważył jedyne otwarte drzwi na końcu korytarza. Tam też postanowił się udać. Po chwili znalazł się w białym pokoju. Przy ścianie stało łóżko z baldachimem. James położył Helenę na łóżku i przykrył kołdrą, po czym powoli opuścił pokój i udał się na dół.  Gdy zeszedł, ujrzał starca siedzącego na fotelu.
–    Usiądź proszę. - Zaczął wskazując na fotel. James wyciągnął miecz, go postawił pod ścianą i postąpił zgodnie z prośbą. - Więc... Zacznijmy od początku. Nazywam się Sir Robert Jones, ojciec Heleny i pan tego dobytku. A ty? Masz jakieś imię przybyszu?
–    James Carter – Odpowiedział pewnie James poprawiając płaszcz – Nazywam się James Carter... Tylko tyle wiem.
–    Tylko tyle wiesz? To ciekawe... Nie sądziłem, że człowiek, który chodzi na z półtorametrową brzytwą na plecach i przyniósł moją córkę do domu będzie wiedział tylko jak się nazywa. Muszę ci przyznać, że jesteś dość niecodzienny.
–    Ech... Trudno to wytłumaczyć. Sam nawet nie wiem od czego zacząć. W każdym razie...
–    Najlepiej od początku – Przerwał mu Sir Jones – To że ugościłem cię jak przystoi nie oznacza, że ci ufam panie Carter. Przyszedłeś tutaj z moją nieprzytomną córką więc albo jesteś dobrym człowiekiem, albo jesteś niespełna rozumu. Więc? Dowiem się jak znalazł pan moją córkę.
–    Jeśli taka jest pańska wola – James nie krył zdegustowania decyzją jego rozmówcy. Rozumiał go jednak poniekąd – A więc podobno znaleziono mnie nieprzytomnego na jednej z ulic kilka dni temu. Byłem postrzelony w nogę strzelbą śrutową. Mało co się nie wykrwawiłem. Zabrano mnie do szpitala gdzie przez ostatnie kilka dni opiekowała się mną pańska córka.
–    Stop, czy próbujesz mi wmówić, że kilka dni temu zostałeś postrzelony w nogę ze strzelby, a dziś mogłeś przynieść moją córkę pod mój dom? - Rzucił szorstko Jones  nie kryjąc dezaprobaty – Jesteś kiepskim kłamcą.
–    Dziś mogłem o wiele więcej – odpowiedział James z szyderczo się uśmiechając
–    Nie rozumiem. Wiele więcej? Coś ty jej zrobił bydlaku ? - Jones podskoczył i wyciągnął pistolet zza paska.
–    Uratowałem ją... Proszę się uspokoić, a zaraz wszystko wyjaśnię – James zachował kamienną twarz, a jego oczy uspokoiły Jonesa, który schował broń i usiadł – Dobrze więc. Patrząc po ostatnich wydarzeniach... Wydaje mi się, że nie jestem do końca człowiekiem. Tłumaczyłoby to moją szybką regenerację. Muszę się dostać a MableStreet 512. Dziś miałem się tam wybrać. Pańska córka powiedziała mi jak tam dojść. Kiedy wychodziłem po raz pierwszy spotkałem doktora Broka. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co będzie miało miejsce za chwilę. Kiedy wyszedłem... Usłyszałem krzyk. Musiałem wrócić i sprawdzić co się dzieje. Brok miał zamiar zgwałcić pana córkę...
–    Co?! - Oczy Sir Roberta zapłonęły żywym ogniem – Jak on mógł?! Nigdy sukinsyna nie lubiłem, ale teraz! Teraz zabije! Jak tylko spotkam! Przysięgam, że zabije tego zasranego konowała!
–    Obawiam się, że nie będzie miał już pan szansy. - James rzucił chłodno. Twarz Jonesa pobladła, ale chwilę później wróciła do normalnego stanu. - Tak więc... Udaremniłem ową próbę. Nie zabiłem go ze względu na prośbę Heleny. Pańska córka ma wielkie serce.  Była zdruzgotana, nie mogła się ruszyć więc wyniosłem ją z budynku i...
–    I przyniosłeś tutaj. Dlaczego w takim razie nie spotkam już Broka?
–    Proszę mi nie przerywać – Syknął James – Chwilę później znowu go spotkałem. Zmienił się... Nawet bardzo i chciał mnie zabić więc – James rzucił spojrzenie na miecz oparty o ścianę – zrobiłem to co zrobiłby każdy zdrowy na umyśle człowiek... Odciąłem mu rękę i rozwaliłem łeb –  uśmiechnął się cynicznie – Nikt nie znajdzie jego ciała. Po śmierci zmienił się w popiół.
–    Popiół? Masz mnie za głupca? Zakładając jednak, że nie kłamiesz... To bardzo ciekawa bajka, ale coś mi w niej nie gra. Skąd wiedziałeś gdzie mieszkamy?
–    Adres był na dowodzie. A to wszystko to nie bajka. Mam powody przypuszczać, że w poprzednim życiu mierzyłem się z czymś takim nie jeden raz.
–    Chyba muszę ci uwierzyć. Udowodniłeś żeś prawy, ale dalej ci nie ufam Jamesie Carterze. Poczekam, aż Helena oprzytomnieje i dopiero wtedy wydam ostateczny werdykt co do ciebie. Nie wcześniej. A wiedz, że warto mieć we mnie przyjaciela. Kultura osobista nakazuje zaproponować nocleg.
–    Nie, dziękuję. Muszę przejść się pod 512. Jedyne czego od pana chce to dowiedzieć się czegoś więcej o tym domu i aby zajął się pan Heleną.
–    A więc dobrze. Rafael Sparks, bo musisz wiedzieć, że tak zwie się ten człowiek, jest  typem samotnika. Twardy skurwiel jeśli mogę to tak ująć. Walczył w drugiej wojnie światowej. Trzydzieści jeden  postrzałów w lewe ramie... Do tej pory nie wiadomo jak przeżył. Mówią, że uzbrojony tylko w nóż wybił cały wrogi pluton. Strateg i dywersant ot co.  Pamiętaj, że jest cwany. Jednak to dobry i uczciwy człowiek. Oddałby życie za kraj i ludzi. Nawet kilkakrotnie jeśli byłoby to możliwe.
–    Dziękuję, to się na pewno przyda.
James wstał z fotela i ruszył do wyjścia po drodze zabierając miecz i zarzucając go  na plecy. Skinął tylko głową na pożegnanie i chwilę później zniknął za murem. Szedł tak wzdłuż ulicy aż dotarł do niewielkiej zatoczki. Naprzeciw niego stał stary, zniszczony domek jednorodzinny. Szara, popękana farba, którą był pokryty cały dom sprawiała strasznie obskurne wrażenie. Wydawał się być opuszczony. James zatrzymał się przed drucianą furtką i przyjrzał się jeszcze raz dokładnie budowli i jej otoczeniu. Do drzwi prowadził chodnik wykonany z betonowych płyt. Po bokach było dużo piasku, a gdzieniegdzie spomiędzy niego wyrastała trawa. Po lewej stronie znajdowała się stara, zardzewiała, łańcuchowa huśtawka. James postanowił nie czekać dłużej i wszedł na posesję. Kroczył betonowym chodnikiem, aż doszedł do drzwi. Nie zwlekając zapukał, ale odpowiedziała mu głucha cisza. Postanowił zapukać jeszcze raz.
–    Już idę, idę. - odezwał się stary, schorowany głos zza drzwi. Rozległy się kroki, które zbliżały się do drzwi. - Czego ?! - Drzwi otworzyły się i stanął w nich lichy, siwy mężczyzna w za dużych ogrodniczkach i powycieranej białej koszulce. Spojrzał na Jamesa lodowato – Ech... To ty. Wiedziałem, że kiedyś przyjdziesz... Wejdź do środka. - Mężczyzna zawrócił i ruchem ręki zaprosił Jamesa do środka.
Mieszkanie wyglądało dość normalnie. Odstawało od wyglądu zewnętrznego domu. Urządzone w dobrym guście sprawiało wrażenie przytulnego gniazdka.
–    Zaczekaj tu chwilę – mężczyzna wszedł w głąb domu i wrócił z kluczykami w ręce. - Dbałem o niego tak jak prosiłeś
–    Prosiłem? - James nie krył zdziwienia
–    No tak. Czy nie przyszedłeś tutaj aby odebrać swój motor?
–    Nie... Tak właściwie nie wiem dokładnie po co przyszedłem. Straciłem pamięć i przyszedłem tu licząc na to, że dowiem się czegoś.
–    Proszę proszę, wielki Carter złapany. - Mężczyzna nie krył szyderczego uśmiechu – naprawdę nie pamiętasz niczego co działo się w przeszłości?
–    Nic, a nic... Chociaż, pamiętam jak obchodzić się z tym co mam przy sobie. Ale nic poza tym.
–    Więc... - Mężczyzna skinieniem ręki zaprosił Jamesa do środka – Usiądź, mam ci dużo do powiedzenia. Od czego by tu zacząć.
–    Najlepiej od początku – rzucił James siadając na dużym fotelu.
–    Wiesz, większość życia byłem przekonany, że wróżki, wilkołaki  i tym podobne nie istnieją. Wszystko zmieniło jakieś dwa lata temu. Szedłem sobie spokojnie przez ulicę. Ściemniało się już. Nagle ni stąd ni zowąd  wyskakuje przede mnie jakiś cygan z nożem. Wyobrażasz sobie? No i mówię mu żeby się przesunął bo tarasuje przejście. Zabełkotał coś pod nosem i rzucił się na mnie. Cóż, może i wyglądam niepozornie, ale... zanim zdążył dotknąć mnie nożem już leżał na ziemi z roztrzaskaną czaszką.  Poszedłem dalej, ale coś mnie podkusiło żeby się obrócić. Zauważyłem kobietę. Młoda, zgrabna i... naga. Klęczała nad nim obrócona do mnie tyłem. Światła latarni odbijały się w jej ziemisto bladej, lśniące skórze jak w tafli wody. Po chwili odwróciła głowę w moją stronę. Twarz miała całą z krwi. Błyszczały w niej długie, śnieżnobiałe kły. Podniosła się. I już miała mnie dopaść kiedy... Usłyszałem tylko świst ostrza. Ręka, którą chciała mnie dopaść wyleciała w powietrze zupełnie jakby nigdy nie byłą przyczepiona do ciała. Zobaczyłem wysokiego mężczyznę z wielkim ostrzem. Rzecz jasna to byłeś ty. To co wydarzyło się potem. Nie widziałem tak okrutnego zachowania nawet podczas wojny. Ta rusałka, bo później objaśniłeś mi z czym miałem do czynienia, zaryczała w niebo głosy. Ruszyła na ciebie, a ty nic. Stałeś tam czekając, aż do ciebie podejdzie. Złapałeś ją za rękę i zaparłeś butem o jej twarz. Naciągałeś ją, powoli jakbyś chciał wydłużyć jej cierpienia. W końcu urwałeś jej rękę. Cóż to był za widok. Nie jeden o słabszym żołądku zwymiotowałby, ale ja stałem i patrzyłem. Zastanawiało mnie cały czas czego jestem świadkiem. Upadła pod ścianę budynku. Odrzuciłeś jej rękę na bok i podszedłeś spokojnie. Sądziłem, że będziesz chciał ją już zabić, ale nie. Kopnąłeś ją kilka razy w twarz i wybiłeś jej zęby. Następnie schowałeś miecz i złapałeś ją oburącz za głowę, po czym wyniosłeś nad siebie. Musiałeś robić to wcześniej. Jedną ręką złapałeś górną szczękę, a drugą żuchwę. Rozerwałeś jej szczękę jak szmacianą lalkę. Dopiero po tym zdecydowałeś się ponownie wyciągnąć miecz i zakończyć jej cierpienia przez dekapitację. Schowałeś miecz i powoli ruszyłeś w moją stronę. Muszę przyznać, że prawie popuściłem. Miałem w życiu do czynienia z wieloma ciężkimi typami, ale taki zimny skurwiel trochę mnie przeraził. Wbrew moim oczekiwaniom nie wybebeszyłeś mnie. Zapytałeś czy nico mi nie jest. Pomyślałem, że jestem ci coś winien więc zaprosiłem cię na kawę. Przyszliśmy tutaj i zaczęliśmy rozmowę. Opowiedziałeś mi o tym czego większość ludzi nie dostrzega, a także jak można żyć w zgodzie i czerpać korzyści z wiedzy o tak zwanym podziemiu. W każdym razie jakby na to nie patrzeć pogawędziliśmy sobie. Wpadałeś potem co jakiś czas. Ostatni raz... Ostatnim razem byłeś tu jakieś pół roku temu. Wparowałeś tutaj wyraźnie zdenerwowany i paplałeś coś o Londynie, radzie dziewięciu i innych bzdetach. Zostawiłeś mi na przechowanie swój motor. Swoją drogą piękna maszyna. Silnik o pojemności tysiąc pięćset. Nie jedno auto by się nie powstydziło. W każdym razie. Zostawiłeś go i uciekłeś. Dałeś mi także malutki pakunek.
–    Pakunek? - ożywił się James. - Masz go jeszcze? Proszę, to ważne.
–    Tak, mam go – Rafael wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił trzymając w ręce paczuszkę nie większą od pięści. - Proszę bardzo.
James wziął pakunek do ręki i zaczął nerwowo rozpakowywać. W środku znalazł list i pierścień. Srebrny pierścień z wygrawerowaną twarzą, w której osadzone były dwa niewielkie topazy. James otworzył list i zaczął czytać na głos.
–    Jeśli to czytasz to znaczy, że mnie dopadł, ale nie udało mu się mnie wykończyć. Weź motor i jedź na obrzeża Londynu. Znajdź knajpę zwaną Cherry's. Kiedy wejdziesz do środka pokaż barmanowi pierścień i powiedz, że musisz się widzieć z Dynamite'em. Kiedy już się z nim spotkasz on przekaże ci dalsze informacje. - James zerwał się fotela –  Przechowałeś mój motor?
–    Tak jak prosiłeś. Jest w garażu. Chodź zaprowadzę cię.
Ruszyli przez mieszkanie mijając meble z taniej płyty wiórowej, na których poustawiane były szklane kule. W końcu oczom Jamesa ukazała się długa, żółta zasłona w wejściu.  Za nią znajdował się spory garaż. Widać było, że jest mocno uporządkowany. Na środku stał motor. Yamaha DragStar pomalowana w czarno fioletowe płomienie. Chromowane części odbijały słabe światło.  Z prawej strony wydać było dwie obejmy podobne do tych jakie James miał na płaszczu. Przy kierownicy przyspawana była kabura. Przednie światło otoczone było głową wilka. Tylna opona była znacznie szersza niż przednia co bardzo poprawiało wygląd maszyny.
–    Zatankowany ? - James zbliżył się do motoru
–    Do pełna. - Rafael strzelił kośćmi. - Starczy na drogę do Londynu i z powrotem, a nawet zostanie jeszcze w zapasie.
–    Dobrze, jadę tam. Kiedy będzie po wszystkim wrócę tu. Muszę tu wrócić.
James obejrzał maszynę jeszcze raz i złapał za manetkę. W jednej chwili zrobiło mu się ciemno przed oczami. Nagły błysk ukazał mu po kolei kilkaset obrazów. Widział bar Cherry's, widział jakąś katedrę. Widział siebie jadącego gdzieś a owym motorze. Na samym końcu ujrzał mężczyznę. Człowiek, którego zobaczy również miał białe włosy, ale były one krótkie i zaczesane, a wręcz ulizane do tyłu. Z szyi zwisał mu taki sam medalion. Różnił się jednak kolorem kamienia osadzonego w środku. Ubrany był w bogato zdobiony płaszcz. Zadawał się być kimś ważnym. Tuż za nim znajdowało się wejście. Wielkie, drewniane, rzeźbione drzwi zajmowały prawie całe tło.
–    James ? Coś się stało? Przez chwilę byłeś jakiś nieobecny. - zaniepokoił się Rafael.
–    Nie, wszystko w porządku. Chyba czas na mnie. - James wyciągnął miecz zza pleców i włożył w obejmy przy motorze.
–    Nie chcesz wiedzieć jak tam dojechać?
–    Nie... Może zabrzmi to dziwnie, ale znam całą trasę.
–    Cóż... Jedyne co mi pozostaje to życzyć ci powodzenia. -  Rafael podszedł do drzwi garażu i otworzył je.
James wsiadł na motor, zabrał kluczyk od Rafaela i wsadził do stacyjki. Przekręcił kluczyk, a  maszyna zaryczała jak tygrys. Warkot silnika przebił się przez nocną, pustą ciszę. Odgłos odbijał się od ścian domków i szedł dalej w stronę głównej części miasta. James spojrzał na Rafaela. Starzec poważnie przytaknął. James uśmiechnął się lekko i również kiwnął głową, po czym ruszył. Jak strzała mknął przez mrok nocy. Słysząc jedynie warkot silnika. Latarnie zadawały się cofać. Purpurowo niebieskie gwieździste niebo było jego mapą. Znał drogę, wiedział gdzie skręcić. Po dłuższej chwili jazdy wyjechał na autostradę. Stamtąd czekała go prosta droga do Londynu, miejsca, w którym wszystko miało się wyjaśnić.

Ostatnio edytowany przez JackJPS (2013-05-02 22:51:16)


http://img5.imageshack.us/img5/2074/stone.jpg

Streak
5 - 0 - 0

osiągnięcia:

Last Fight
Jarret Stone vs Kane - Casket Match EXO 128 - Wygrana

Offline

 

#2 2013-04-30 11:29:22

Harley-D

Pomocnik

43808216
Zarejestrowany: 2011-04-09
Posty: 605
Punktów :   36 
Wrestler w e-fedzie: Stevens, Edgar
Od kiedy interesuje się wrestlingiem?: od 2009 roku
Ulubiony wrestler: Evan Bourne, Trent Barreta
Data urodzenia: 02.02.1992

Re: Opowiadanie chwilowo bez tytułu.

Kim ty właściwie jesteś. - powinno być zakończone "?"
Wydaje mi się, że akapity powinny mieć wcięcie na początku zrobione Tabem.
a ja zaraz ci pokażę
siwo-czarny z myślnikiem
na samym spodzie - powinno być z wielkiej litery, bo to początek zdania. A poza tym w następnym zdaniu też się te same słowa powtórzyły.
James zeszedł - nie może tak być, mówi się "zszedł"
pod kątem
Muszę przyznać, że to bardzo fajne opowiadanie. Trochę wygląda jakby było wyciągnięte z gry RPG, ale mi się podoba. Przypomina mi to też nieco Grimma, a więc jeden z moich ulubionych seriali. I kojarzy mi się też trochę z Ghost Riderem. Fajnie rozpoczęta akcja, stopniowe wyjaśnianie i budowanie napięcia. Bardzo brutalne opisy zabijania, ale mnie to nie przeszkadza. Jedyna uwaga, to wydaje mi się, że za szybko się w sobie James z Heleną zabujali. Po dwóch dniach już czuli tęsknotę i prawie płakali, trochę przesadzone moim zdaniem. Ale ogólnie bardzo fajne. Oprócz wymienionych błędów parę razy zabrakło przecinka, albo literki nie dopisałeś, co było akurat zwyczajnym nietrafieniem w klawisz, tak mi się wydaje. Pisz dalej, bo ma to potencjał.


Wrestlerzy w e-fedzie:
Stevens
https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQ3nbRfq1kR1PBIEqzxj-fQgPIy11UqKBdPQuHp7JmNK_MKETH-cA
Streak: 51/6/30

Osiągnięcia:
1x Global Championship (22.09.2013-27.10.2013)
2x European/Light Heavyweight Championship (2.12.2012-11.02.2013, 07.04.2013-25.08.2013)
Najdłuższy reign z pasem Light Heavyweight (140 dni)
Odzyskanie pasa Light Heavyweight po długich staraniach
1x Title shot do pasa NWE
3x Title shot do pasa Light Heavyweight
Kwalifikacja do walki Money In The NWE
Kwalifikacja do turnieju King of the NWE
NWE Awards w kategoriach: Najbardziej niedoceniony zawodnik 2013 i Najlepszy face 2013

Edgar
http://heroes.hypnoweb.net/photo/79/galerie/personnages/2009-12-30_233401-fouine007.jpg
Streak: 28/4/30

Osiągnięcia:
1x World Heavyweight Championship (21.07.2013-25.08.2013)
1x Mr. Money In The NWE
1x Xtreme Championship (07.04.2013-31.05.2013)
1x Title Shot do pasa World Heavyweight
NWE Awards w kategoriach: Najlepszy gimmick 2013 i Najlepszy heel 2013 (wspólnie z Philipsem i Leviathanem)

Offline

 

#3 2013-04-30 14:55:33

JackJPS

http://img832.imageshack.us/img832/3127/fcld.png

9860727
Zarejestrowany: 2012-05-28
Posty: 84
Punktów :   

Re: Opowiadanie chwilowo bez tytułu.

Co do tego "Zabujania". Harley, tutaj widać sprawyłem mylne wrażenie. Jest to coś bardziej jak miłość braterska... jeśli można to tak ująć. Hlena jest bardzo opiekuńczą dziewczyną, a James.... Pomyśl trochę. Obudził się i pierwszą osobą jaką zobaczył była Helena. Opiekowała się nim i była jedyną osobą jaką znał. Był do niej przywiązany więc dlatego wyszło to tak dramatycznie. Chyba, że nie... moze się mylę.


http://img5.imageshack.us/img5/2074/stone.jpg

Streak
5 - 0 - 0

osiągnięcia:

Last Fight
Jarret Stone vs Kane - Casket Match EXO 128 - Wygrana

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
https://lukaszsurma.pl/ berlin-hotel Ocean Comfort Two-bedroom condo https://www.ehotelsreviews.com Hoteller Bonaire, Sint Eustatius og Saba wellness w Ciechocinku dobry stomatolog łódź savo