Ogłoszenie

stat4u Nie wiesz jak zacząć? Wbij tutaj.
Dla nowych/zapominalskich: Posty na gale należy pisać do godziny 16:00 w dzień tejże gali (czyli na Clash w środę). Późniejsze (po 16:00) starania na Backstage/Ring nie będą brane pod uwagę na galę odbywającą się owego dnia.




#1 2012-05-29 19:16:19

JackJPS

http://img832.imageshack.us/img832/3127/fcld.png

9860727
Zarejestrowany: 2012-05-28
Posty: 84
Punktów :   

Discidium Feniscea

Discidium Feniscea

Prosił bym o kulturalną i uzasadnioną krytykę. Przy ocenie należy wziąść pod uwagę, że to moje pierwsze opowiadanie






Rok 198
    Cały świat stanął w płomieniach. Armia Arcydemona pustoszyła wioski i miasta. Nikt nie był bezpieczny. Tysiące ludzi i innych stworzeń zginęło. Nie zdobyte zostało jeszcze tylko północne królestwo.
    Młody wieśniak zwany Zeion zamieszkiwał Brightwood. Był wysoki i drobno zbudowany .  Jego oczy były niebieskie, a włosy nienaturalnie białe. Od dziecka szkolił się w sztuce posługiwania się łukiem, oraz lekkim orężem. Zdołał trafić biedronkę z odległości 100 yardów. Nie był specjalnie znany. Zwykle spotykał się tylko z najlepszym przyjacielem Gotfrydem. Gotfryd wychował się razem z Zeionem. Razem też ćwiczyli walkę, jednak Gotfryd zamiast łuku, opanował perfekcyjnie walkę reiki. Reiki, był to długi owijany zazwyczaj czerwonym materiałem kij służący do walki w zwarciu, jednak był on skuteczniejszy od buław, ponieważ można było trzymać za jego pomocą przeciwnika na odległość. Gotfryd był większy od Zeiona. Miał długie czarne włosy  Przez lata oszczędzał aby kupować książki o strategiach walk różnych ras i władców. Przez to stał się doskonałym strategiem, który mógłby obmyślić strategię tak genialną, że bez problemu zdobyłby twierdzę Sharan. Twierdza Sharan była główną kwaterą Arcydemona i najlepiej strzeżonym obiektem ze wszystkich twierdz.
    Pewnego dnia do Brightwood przyjechało wojsko króla Radowida, aby przeprowadzić rekrutację. Wśród trzydziestu zebranych znaleźli się Zeion i Gotfryd. Nie mieli czego za sobą zostawić, ponieważ ich rodzice zmarli w młodym wieku i zostawili ich samych.
Wyruszyli w podróż do Werden. Wkrótce byli już na miejscu i wjeżdżali na zamek. Spotkali tam wysoką szczupłą kobietę. Miała na imię Miranda. Miała ciemnobrązowe włosy i złotobrązowe oczy. Jej cera była jasna. Miranda była jedną z nielicznych kobiet w armii, ale świetnie dawała sobie radę. Walczyła dziwnym mieczem, który zachowywał się jak bicz. Podobno wykonały go krasnoludy, a elfi szamani poświęcili go swoimi czarami. Przedstawiła im Kaina i Riyuka. Oni też  byli rekrutami ze wsi. Kain i Riyuk byli braćmi i pracowali u kowala jako czeladnicy. Byli obaj potężnie zbudowani, ale mimo to poruszali się zwinnie jak na tak wielkich ludzi. Dobrze znali się na mieczach. Jeden z nich władał kosą, a drugi oburęczną buławą.
Nie długo potem  król wyszedł na dziedziniec i oznajmił jaką strategią zamierza zdobyć Sharan. Pięciu wojowników miało zajść od tyłu, podczas gdy armia będzie atakowała od frontu. Wybrańcami wskutek wyboru nadwornego maga jasnowidza zostali Zeion, Gotfryd, Miranda, Kain i Riyuk. Plan okazał się dobry. Prawie wszyscy strażnicy udali  się do frontowej strony twierdzy zostawiając bardzo osłabione tyły. Co dawało szansę na przedostanie się do środka grupie, która miała za zadanie potajemnie zabić Arcydemona. Po drodze napotkali tylko kilku strażników, którzy nie sprawili żadnego problemu. W końcu dotarli do komnaty Arcydemona i po długiej i wyczerpującej walce udało się pokonać wroga.  Jego armia zniknęła w tej samej chwili, ale potem nic nie było już takie same. Podczas walki Zeion został poważnie ranny w prawą rękę. Zeion i Gotfryd rozstali się. Zeion postanowił zaciągnąć się do zakonu Białych Kruków, a Gotfryd został generałem króla Radowida.
Miranda została królewskim doradcą, a Kain i Riyuk otworzyli warsztat kowalski.

    Rok 200 twierdza zakonu Białych Kruków.
Zdyszany strażnik wbiegł na obrady i opierając się o stół oznajmił wiadomość.
–    Mistrzu, mistrzu! Przyjechała jakaś dama i chce się z tobą widzieć i...
–    Czy się przedstawiła ?
–    Nie, powiedziała, że przedstawi się dopiero przed samym mistrzem.
–    Hmm... Przepraszam was bardzo panowie, ale muszę iść. Jutro się spotkamy. Do tego czasu nie żałujcie sobie niczego. - powiedział upewniwszy się, że wypił wszystko z kielicha.
Szedł powoli po schodach i zaczynał się domyślać kto to może być. Wyszedł na dziedziniec i ujrzał kobietę w długim czarnym płaszczu. O złotobrązowych oczach bladej cerze i ciemno brązowych włosach.

–    Miranda! - krzyknął bez zastanowienia – wiedziałem, że to ty. Co ty tu robisz ?
–    Zeion... nie sądziłam, że tak szybko uda ci się zostać wielkim mistrzem. W końcu dopiero dwa lata temu postanowiłeś dołączyć do zakonu...
–    Wiesz jak jest, wszędzie potrzeba dobrych wojowników.
–    O proszę jaki skromny – powiedziała Miranda z cynicznym uśmiechem – Ale niech ci będzie nie jesteś taki najgorszy.
–    No wiesz. - wycedził z udawanym oburzeniem – Tylko patrz. Dać mi łuk! Ty ! - zwrócił się do strażnika – przynieś trochę jabłek i wyrzuć je w górę .
–    Rozkaz !
–    Teraz patrz – powiedział do Mirandy naciągając łuk – ile ?! - krzyknął do strażnika.
–    Osiem!
–    Dobra rzucaj!
Jabłka zostały podrzucone, a Zeion strzelił trzema strzałami, które trafiły we wszystkie cele.
–    I co ?
–    No dobra niech ci będzie nie wypadłeś z formy. Ale przejdźmy do rzeczy... mamy mały problem
–    Jaki ? Mów szybko.
–    Wolałabym porozmawiać w cztery oczy.
–    Oczywiście, zaprowadzę cię do moich komnat chodźmy.
Gdy doszli do komnaty Zeiona Miranda szybko podjęła rozmowę.
–    Otóż  chodzi o nadchodzącą wojnę.
–    Jaką wojnę? Nic mi nie wiadomo na temat jakiejkolwiek wojny.
–    Bo nie dotarła widocznie do ciebie wiadomość. Właśnie jadę od króla Radowida, na Werden napadli orkowie.
–    I to ma być początek wojny ? Orkowie co chwila napadają na jakieś wioski i miasta.
–    Ale tym razem to jest coś innego. Z zabitych orków ściągnięto amulety. Z nekromantycznymi runami.
–    Jak liczna była armia ?
–    Jakieś 10 do 15 tysięcy. Pierwszy atak został odparty, ale drugiemu mogą już nie dać rady.
–    To faktycznie problem. Jeżeli ten mag nekromanta jest tak potężny żeby wyprodukować taką armię to może być też tak silny, że da rade wskrzesić Arcydemona, a to już nie przelewki.
–    Właśnie dlatego do ciebie przyjechałam potrzebujemy pomocy twojej i twojego zakonu. Skontaktowałam już z resztą. I będą tu lada dzień. Tylko jeszcze zostałeś ty z całej starej drużyny. Pomożesz ?
–    Ma się rozumieć. Mieszko chodź tutaj!
–    Tak mistrzu.
–    Za parę dni wyjeżdżam i jak mnie nie będzie, ty zajmiesz się zakonem... Tylko się nie przyzwyczajaj bo nie śpieszno mi na tamten świat. Poza tym przygotuj mi pięciu  żołnierzy. Najsilniejszych, najszybszych i najinteligentniejszych. Jednym słowem najlepszych. Możesz już iść.
–    Rozkaz.
–    A ja zaraz wyślę trochę wojska do króla Radowida. - Zwrócił się do Mirandy.
–    Dziękuję. Pójdę szykować się do drogi.

    Noc była spokojna w oddali było widać wielkie wieże królewskiego zamku, w Werden. Jednak było zbyt cicho, zakonnicy nie słyszeli tej nocy, ani wycia wilków, ani brzęczenia świerszczy.  Na drugi dzień w zbrojowni Zeion i Miranda spotkali się z żołnierzami wyznaczonymi przez Mieszka, aby nakreślić im plan działania i przygotować ich do drogi.
–    Słuchajcie ! Zebrałem was w tak małej ilości, ponieważ nie idziemy na wojnę, tylko będziemy próbować jej zapobiec. - zaczął głośno Zeion – Sądzimy, że może powtórzyć się incydent sprzed dwóch lat. Na Werden napadli Orkowie ożywieńcy. Z naszych informacji wynika, że armia liczyła około dziesięć tysięcy. Jeżeli jakiś nekromanta może wskrzesić taką armię, to może wskrzesić też Arcydemona.
Po tych słowach zapadła chwila ciszy, po czym Miranda podjęła dalsze wydawanie rozkazów.
–    Teraz musimy wiedzieć, czy macie jakiś wątpliwości, ponieważ kiedy wyruszymy to nie będzie odwrotu.
–    Ja mam wątpliwości... - jeden z zakonników wyszedł przed szereg.
–    Słucham . - tym razem odezwał się Zeion.
–    A co jeśli plan się nie powiedzie? Jeśli ten nekromanta faktycznie wskrzesi Arcydemona.
–    No cóż... wtedy potrzebny nam będzie nowy plan.- wtrącił Zeion – miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie, bowiem wtedy nie będzie łatwo. A więc jeszcze raz pytam. Czy jesteście gotowi ponieść śmierć? Cz jesteście gotowi dać z siebie wszystko aż do ostatniego tchu, żeby nasi rodacy i rodzina nie ginęli za sprawą jakiejś psiej łajzy?!
–    Tak!!! - wykrzyknęli naraz żołnierze
–    A więc ustalone. Za dwa dni wyruszamy. Wy tymczasem szykujcie się, bo pójdziemy, aż do samego podziemia, aby zapobiec temu co może się wydarzyć i nie zatrzymamy się choćby i tysiąc demonów, goblinów i orków szło nam naprzeciw. Cieszcie się ostatnimi dniami, ponieważ następne tygodnie nie będą dla was życiem!
–    Tak jest!
Po tych słowach rycerze wyszli ze zbrojowni, a Zeion i Miranda na dziedziniec zaczerpnąć świeżego powietrza. Chwila tylko minęła odkąd wyszli przez drzwi wieży. Dobiegł do nich spokojny lecz lekko radosny męski głos, który zbliżał się do nich przez główną bramę. Brzmiał trochę jakby był upity.
–    Hej panowie, ale ja nie chciałem urazić. -  w końcu ze zdobionej ornamentami wnęki wyłoniło się dwóch strażników ciągnących jakiegoś człowieka, który najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego co go może spotkać i bez skrępowania ciągnął dalej – miałem nadzieję, że napijemy się razem jakiegoś porządnego trunku, a nie będziemy używać siły w celach, które prawdę mówiąc nie są mi znane. Tak właściwie to jest ładny zamek...
–    Zamknij się... - syknął jeden ze strażników
–    Kim on jest ? - zagadnął Zeion
–    Nie  wiemy panie – odpowiedział strażnik stając na baczność- chciał omijając strażników wejść do zamku.
–    Więc niech sam nam powie...
–    Powiem, ale mam jedną prośbę – odpowiedział nieznajomy
–    Jaką ?
–    Nie ukrywam, że łatwiej by mi się opowiadało gdybym stał o własnych i... może proszę o za wiele, ale w gardle mi zaschło. Więc chciałbym jeszcze, aby ktoś podał mi z mojej torby moją skromną buteleczkę.
–    Puśćcie go, ale miejcie na niego oko. A co do „buteleczki” - spojrzał na przybysza – nie będziemy ryzykować. Nie wiemy czy nie masz tam jakiejś mikstury alchemicznej, więc możesz dostać co najwyżej trochę wody.
–    Lepsza woda niż suchość w ustach...
Zeion skinieniem ręki rozkazał pójść po wodę jednemu ze strażników. Chwilę po prostu na siebie patrzyli. W końcu strażnik wrócił, a nieznajomy popijając wodę zaczął opowieść.
–    No więc przybyłem aby dołączyć do waszej wyprawy.
–    Jakiej wyprawy ? - spytał Zeion
–    Tej, którą szykujecie.
–    Więc może oświecisz mnie i powiesz jaki jest cel naszej wyprawy.
–    Nie wiele wiem, ale na pewno ma to jakiś związek z atakiem na Werden.
–    Skąd takie przypuszczenia ?
–    Gdy usłyszałem, że królewska  doradczyni jedzie spotkać się z mistrzem zakonu Białych
Kruków wiedziałem, że szykuje się coś dużego... I jak widać nie myliłem się. Wasi strażnicy nigdy nie byli, aż tak czujni.
–    A potrafisz chociaż władać mieczem ?
Na to pytanie nie odpowiedział, tylko ściągnął koszulę i odsłonił wielki tatuaż na plecach, ukazywał on węża oplatającego się wokół topora wbitego w pień. Miał ciemne barwy. Jedynie widniejące na grzbiecie węża słowa discidium (sędzia)  feniscea (żniwiaż)były jasno żółte.
–    Hmm... teraz ostatni test... - powiedział Zeion -  jeśli naprawdę jesteś tym za kogo się podajesz to  odpowiesz mi bez zawahania. Wojownik, który walczy dla świata ma tylko jedno miejsce odpoczynku, gdzie to jest.
–    To miejsce to sepulcrum(grób).
–    Więc jednak... Spokojnie jesteś wśród swoich. Pokaż swoje prawdziwe oblicze. - powiedział Zeion ściągając prawą rękawicę.
Jego ręka była dziwna. Wyglądała jakby była obdarta ze skóry, ale lekko świeciła na niebiesko. Tylko górna część dłoni była pokryta czymś w rodzaju chitynowej powłoki z wyrytym na niej znakiem z pleców obcego.
–    Zeion...- rzekła przestraszonym głosem Miranda – co się stało z twoją ręką. Pisałeś tylko, że zadziwiająco szybko wyzdrowiałeś...
–    Bo widzisz... - Zeion zacisnął pięść – to jest bardziej skomplikowane niż myślisz Mirando, zaraz dowiesz się o co chodzi .
Na twarzy nieznajomego pojawił się dziwny uśmiech. Nagle na ziemi pod jego stopami pojawił się czerwony krąg, który lekko się zapadł i wypełnił się nagle wodą znikąd. Ciało wędrowca pękło na pół i znikło a na jego miejscu pojawiło się widmo, jednak bardzo widoczny był zarys postaci pod niebieską poświatą. Zarysowana była tylko jego prawa ręka, a dokładniej dłoń i przedramię. Błyszczały one na czerwono.
Zeion wyciągnął rękę, która z każdym momentem zaczynała świecić coraz bardziej. W końcu wykonał kolisty ruch ręką i szeroko otworzył dłoń w której zaczęła rosnąć jakaś błękitna kula energii. W miarę jak ta kula stawała się większa widmo bladło, aż w końcu pozostał tylko zarys ręki, który po chwili rozpłynął się w powietrzu. Kula energii, która jeszcze przed chwilą była zwarta i przypominała perłę teraz zaczynała się rozpadać. Powoli przypominała kształt kłębka wełny i w końcu wybuchła, a wstęgi, które z niej wyleciały zawróciły do ręki Zeiona i z blaskiem przypominającym piorun weszły w nią. Zeion z uśmiechem na twarzy stał przyglądając się swojej ręce.
–    Ha! Zaczyna się robić coraz ciekawiej. - powiedział z nieudawaną satysfakcją Zeion.
–    Być może, ale wyjaśnisz mi o co chodzi ? - zapytała oburzona Miranda
–    Nie wiem od czego zacząć.
–    Może od początku.
–    Więc dobrze. Od momentu kiedy pokonaliśmy Arcydemona i rozstaliśmy się minęły zaledwie dwa dni, kiedy w podróży napadły mnie elfy. Zostałem wtedy trafiony zatrutą strzałą w moją ranną rękę. Ledwo udało mi się doczołgać do rzeki, gdzie wypłukałem trochę trucizny z rany, ale to jednak było za mało. Byłem zbyt zmęczony, żeby iść dalej, więc po prostu położyłem się i czekałem na śmierć. Zasnąłem i obudziłem się w wiosce driad. Opatrzyły mnie i wyciągnęły jad z ręki, jednak nie była całkiem sprawna. Wtedy opuściłem wioskę driad i ruszyłem dalej. Po drodze spotkałem pewnego kupca, który twierdził, że wie jak uleczyć moją rękę. Opowiedział mi o widmach mieszkających na całym świecie. Owe widma, miały leczyć wstępując w uszkodzone części ciała.
–     I ty mu uwierzyłeś ? - wtrąciła Miranda
–     Otóż nie od razu. Miałem wątpliwości, ale co mi szkodziło. Udałem się do wioski, gdzie podobno miałem znaleźć jedno z tych widm. I udało mi się jak widać. Resztę już znasz.
–    Tak. Ale co się stało z tym tutaj ?
–    Bo widzisz... te widma dzielą się na dobre i złe. Kiedy ktoś kto ma w sobie jedno z widm i spotyka inne, może je wchłonąć. Jest tylko jeden mały szczegół. Jeśli to widmo jest złe to trzeba najpierw je pokonać. No chyba, że ma się w sobie złe widmo. To skomplikowane.
–    Dobrze to rozumiem. Ale skoro masz w sobie jakieś duchy, to nie będą próbowały przejąć nad tobą kontroli? Poza tym jak odróżniasz który jest dobry, a który zły i jakie masz korzyści z tego, że one mieszkają w tobie. Oprócz zdrowej ręki oczywiście.
–    Nie będą próbowały przejąć nade mną kontroli, ponieważ gdy pokonałem jednego i stałem się jego panem to od tej pory każdy, który jest we mnie jest pod moją kontrolą. Dobre widma są niebieskie, a złe czarne. A co do korzyści to sama zobacz.
–   
Zeion złapał wbity nieopodal miecz i gdy go wyciągną miecz porósł czymś dziwnym i zaczęła z niego emanować jakaś energia, a sam miecz palił wszystko czego dotknął. Po odłożeniu miecz wrócił do normy. Zeion szybko wyciągnął rękę w górę, a w niej pojawił się inny miecz, jakby z lodu i cisnął nim błękitną smugę, która ugasiła ogień.
–    Zeion to ty ? - z tyłu dobiegł ich głos Gotfryda
–    Gotfryd ! Widzę, że już dotarłeś. - powiedział Zeion
–     Tak. Kain i Riyuk są jeszcze przed bramą i zaraz tu wejdą. Ciebie też miło widzieć Mirando.
W tym momencie na plac weszli Kain i Riyuk ubrani w ciężkie zbroje.
–    Hmm... nie za lekko się opancerzyliście ? - spytała sarkastycznie miranda
–    Może trochę, ale zabrakło nam już materiałów – odpowiedział Riyuk w ogóle nie przejmując się złośliwą uwagą.
–    Więc przejdźmy do sali obrad. Macie jeszcze jakieś pytania? - Zeion podniósł rękawicę
–    Tak. – wyskoczył nagle Kain – Masz coś do jedzenia, strasznie zgłodniałem? I co jest z twoją ręką?
–    Co do jedzenia to zaraz każę służbie naszykować coś. A co do ręki... Ech... zaraz wam opowiem.
Ruszyli w głąb zamku, a Zeion zaczął opowiadać całą historię o tym jak zyskał swoją moc. Po drodze mieli okazję podziwiać piękne obrazy przedstawiające sceny z bitew i wizerunki poprzednich mistrzów zakonu. Zdobione złotymi ornamentami drzwi prowadzące do sali obrad miały na sobie wypalony herb zakonu. Sala obrad była wielkim okrągłym pokojem, z wykładanym marmurem sufitem i ornamentami na ścianach. Na środku stał wielki stół z wyrytą mapą świata.
–    Więc... gdzie dokładnie wyruszamy? - podjął jako pierwszy Gotfryd
–    Góry Kathdar – odpowiedziała Miranda wbijając sztylet w środek największego pasma górskiego – tam znajduje się wieża maga którego trzeba zabić.
–    Ile mamy czasu ? - podniósł się Kain
–    Musimy być tam jak najszybciej. - Miranda zacisnęła pięść.
–    Właśnie tu pojawia się problem – wtrącił się Zeion – najszybciej jest przez lodową bramę, ale dostępu do niej strzegą gobliny kierowane przez niejakiego Kaema.
–    Słyszałem o nim, ponoć nie oszczędza nikogo i ma przy sobie całą armię goblinów. Nie da nam przejść bezpiecznie. Nie ma takiej możliwości. - Kain mocno zacisnął dłoń na krawędzi stołu.
–    Więc zrobimy mu niespodziankę i sprawimy mu wizytę. - Zeion skrzyżował ręce.
–    Nie słyszałeś? Nie ma praktycznie szans aby się tamtędy przedostać. Poza tym jak niby chciałbyś to zrobić bo chyba masz jakiś plan skoro tak mówisz.
–    Owszem. Pojedziemy na niedźwiedziach.
–    Niedźwiedziach ? Czy ciebie do reszty...A zresztą tłumacz. - Miranda chwilowo się uniosła, ale zrozumiała, że to nie ma sensu i dała dokończyć.
–    Tak na niedźwiedziach. W tamtych stronach one są używane do podróżowania przez lody i śniegi. A skoro do lodowej bramy prowadzi lodowy wąwóz to nie widzę innej możliwości. Poza tym jeżeli niedźwiedź jest dobrze opancerzony to prawie nic go nie może zatrzymać.
–    Zgoda, ale skąd je weźmiesz ?
–    To proste. Wyślę żołnierzy, którzy mają jechać z nami, oni zajmą się wszystkim, zanim my dojedziemy.
–    Więc postanowione. Nie macie chyba więcej pytań. Więc udajcie się do komnat. Jutro wyjeżdżamy.
Wszyscy rozeszli się w różne strony zamku, aby udać się na spoczynek. Ta noc była dziwna. Ciężko było oddychać. Najbardziej odczuła to Miranda, która nie mogąc zasnąć przez całą noc rozmyślała nad tym, co zobaczyła i nad tym co jeszcze się może wydarzyć.
     Z samego rana zebrali się przed bramą i wyruszyli w góry Kathdar. Po drodze przejeżdżali przez rozmaite miasta i krainy, aż po jednym dniu drogi dotarli nad brzeg rzeki Quetherunen. Zaczynało się już ściemniać, kiedy właśnie skończyli rozbijać obóz, a Kain oddalił się, by nazbierać drewna na ognisko.
–    Spójrzcie tylko. - Miranda stanęła pod lasem i patrzyła na wodę lśniącą blaskiem księżyca. - gdybyśmy mogli zatrzymać się tu na dłużej.
–    Mhm. - Zeion leżał z głową na siodle i rozmyślał nad wyprawą.
W tym momencie z lasu wyłonił się jakiś opryszek i złapał ją podstawiając jej nóż do gardła.
–    Witam serdecznie podróżnych – zacisnął mocniej uścisk – jestem pewien, że jesteście tak szczodrzy, że wspomożecie nas datkiem – z lasu wyłoniło się ich więcej.
–     Zeion, Riyuk i Gotfryd poderwali się i złapali za broń, jednak w tym momencie grupa napięła cięciwy i wycelowała w nich.
–    Bądźcie rozsądni – kontynuował – co możecie zrobić ? Oddajcie po prostu co macie, a nie stanie jej się krzywda.
–    Tak właściwie to nie mam zamiaru nic robić – Zeion schował miecz – ale jemu chyba się tak nie widzi – wskazał na stojącego za bandytą Kaina.
Olbrzym złapał go za kark i łamiąc mu rękę odciągną ją od szyi Mirandy. Korzystając z chwili Zeion, Gotfryd i Riyuk rzucili się na zdezorientowaną bandę. Miranda też nie próżnowała. Chwyciła do ręki miecz i poczęła poważnie ranić opryszków. Złodzieje padali jak muchy i w końcu resztka ich uciekła do lasu. Został tylko szef całej sfory, który wył z bólu trzymając się za złamaną rękę.
–    Co z nim  robimy ? - Kain podniósł  Opryszka za głowę i utrzymywał w górze.
–    Nie wiem... - Zeion podrapał się pod głowie – Mirando, to ty byłaś w największym niebezpieczeństwie, ty zdecyduj.
–    A tam takie niebezpieczeństwo... Dałabym sobie radę, ale jednak miał w zamyśle skrzywdzić mnie. Mimo to puśćmy go, nie jesteśmy barbarzyńcami.
–    Jak chcesz.- Kain puścił bandytę.
–    Tylko następnym razem uważaj na kogo napadasz.- powiedziała Miranda z cynicznym uśmiechem na ustach
Reszta nocy minęła spokojnie, jednak w obawie przed zemstą bandy Kain stanął na warcie i pilnował aby nikt ich nie zaatakował. Z rana kiedy już szykowali się do drogi z lasu wyłonił się herszt bandy z opatrzoną już ręką i podjął rozmowę.
–    Przybyłem...
–    Nie obchodzi mnie to po co przybyłeś. - Zeion włożył siodło na konia.
–    A powinno. Bowiem nie mam dla was korzystną propozycję. Otóż chciałbym się do was przyłączyć i pomóc wam w waszej wyprawie.
–    Skąd ta zmiana ? Wczoraj chciałeś nas okraść, zabić i nie wiadomo co jeszcze. - Miranda podniosła koc z ziemi. I jak chcesz nam pomóc skoro nie wiesz nawet gdzie i po co jedziemy.
–    Jakie tam zabić i nie wiadomo co. Tylko okraść. A i ku temu miałem ważne powody. Bo widzicie przyjaciele jam jest Visimir de Veris. - na twarzy opryszka pojawił się uśmiech – Jestem bardzo zadziwiony, że mnie nie poznałaś Mirando – Nieznajomy ściągnął kaptur i oczom Mirandy i innych ukazała się twarz podstarzałego mężczyzny z paskudną szramą na oku.

Tysiące myśli i uczuć przeleciało Mirandzie przez głowę.
–    Co ? Nie przytulisz starszego brata Mirando ? - Visimir rozłożył ręce.
–    Nie. Bo mój brat nie żyje. Osobiście widziałam jak go ścięli. A ty jesteś tylko marną podróbką. - Miranda wyciągnęła swój miecz i zwinnym ruchem owinęła go wokół szyi Visimira i ciągnąc poderżnęła mu gardło.
Ciało domniemanego brata zapłonęło zielonoczarnym płomieniem i po chwili została z niego tylko kupka pyłu.
–    Wie, że tu jesteśmy – szepnął damski głos z przestrzeni.
–    Kto to powiedział ? - Zeion zwrócił głowę w kierunku lasu – Jacy my i jaki on ? Pokażcie się!
Ręka Zeiona zaczęła świecić, świeciła tak mocno, że blask oślepił wszystkich na kilka sekund. Kiedy znów mogli cokolwiek zobaczyć ich oczom ukazały się dwa widma, które po chwili przybrały ludzką postać. Był to nieznajomy z zamku i kobieta w aksamitnej szacie.
–    No w końcu. Nareszcie mogę stać na własnych nogach. Przydałaby się buteleczka jakiegoś dobrego trunku – nieznajomy przeciągnął się.
–    Zachowałbyś trochę powagi, nie długo cały świat może zginąć a ty o  picu rozmyślasz. - kobieta złapała go za ramię.
–    Przepraszam, że przeszkadzam, ale wracając do pytania. Kto wie, że tu jesteśmy? - zapytała Miranda
–    Nekromanta, którego próbujecie powstrzymać. Już wysyła przeciwko nam swoje sługi.
–    Nie można tak było od razu ? - Zeion zsiadł z konia. - to komplikuje całą sytuację, będzie ciężej dostać się do środka. Czekaj jak wy się w ogóle ze mnie wydostaliście ?
–    To proste. Kiedy walczysz bariera, która blokuje nas słabnie i po pewnym czasie pęka. Wtedy możemy się wydostać. Jednak nie opuścić cię, ponieważ cząstka nas zostaje w środku. - objaśniła kobieta.
–    Więc mamy kolejnych sojuszników, a jak was zwą ? - Kain podniósł z ziemi  swoją kosę.
–    Ja jestem Angro, a to jest Aghara – odpowiedział mężczyzna.
–    Musimy w takim razie ruszać. Nie zapytałem jeszcze o jedno możecie wrócić do mojej ręki ?
–    Oczywiście. - odpowiedziała spokojnie Aghara
–    Więc prosiłbym o to, ponieważ nie mamy na tyle koni. Musimy ruszać.
W tym momencie duchy z hukiem weszły do ręki Zeiona, po czym wszyscy ruszyli w dalszą drogę.
Nic ciekawego się nie działo co jakiś czas napotykali tylko na watahę wilków, które zazwyczaj uciekały. W końcu dotarli do miejsca, gdzie mieli się przesiąść na niedźwiedzie. Jednak było tam zbyt cicho. Zwykle tętniąca życiem przystań świeciła pustkami. Zeion postanowił zajrzeć do środka gospody. W głębi duszy spodziewał się co tam może zastać, lecz nie dopuszczał tego do świadomości. Nie był zaskoczony widokiem jaki ujrzał. Jego ludzie zostali wymordowani tak jak i ludzie pracujący w karczmie. To musiały być gobliny, tylko one zabijają z takim okrucieństwem. Krwią ofiar zostały wypełnione kufle, a ich głowy wypatroszone, wypełnione wnętrznościami zostały powieszone nad ladą. Z otwartych ust owych głów kapała czarna krew, a z oczodołów wychodziły muchy. Nagle Zeion zauważył, że w rogu coś się poruszyło. Podszedł tam. Z kupy wiklinowych koszy wyskoczył goblin i rzucił się z pazurami do jego oczu. Zeion szybko  uchylił się i złapał stwora za gardło, zmierzył go ostro wzrokiem i wyrzucił na podwórko wybijając okno. Kiedy wyszedł goblin był przygnieciony stopą Kaina.
–    I co? - Miranda zapytała z niepokojem.
–    Rzeź... Wyrżnęli wszystkich. - Zeion spojrzał kontem oka na karczmę.
–    A co z nim ? - Kain klęknął na jedno kolano patrząc się w jeszcze żywe ślepia goblina
–    Wyślemy wiadomość do jego pana. - Zeion klęknął nad kreaturą i wyrył na jego czole po elficku „idę po ciebie” - Hmm... Riyuk myślisz że daleko poleci ?
–    Powinien trafić do celu – Riyuk podniósł stwora za gardło i cisnął nim w głąb jaskini.
–    Teraz przydałoby się znaleźć jakiś transport. - w tym momencie usłyszeli ryk dochodzący zza karczmy. Poszli tam i zobaczyli pięć osiodłanych niedźwiedzi liżących łapy ubrudzone krwią goblinów. – Problem rozwiązał się, ruszamy – powiedział Zeion szybko wskakując na grzbiet bestii.
Pędzili, przez  jaskinię, aż zrobiło się całkiem ciemno. Wtedy Zeion nagle się zatrzymał i wyciągnął miecz z pochwy.
–    Czujecie ? - Miranda zeskoczyła z niedźwiedzia.
–    Zapach gnijących ciał... Niezbyt przyjemny, ale czego się spodziewać. - Kain zasłonił twarz.
–    Nie... myślę, że chodzi jej o siarkę. - Zeion przejechał palcem po ścianie po czym szybko obrócił się i mieczem podpalił siarkę, która zapłonęła błękitnym płomieniem. - Przynajmniej jest jaśniej....
Wywód przerwał mu ryk trolla, który stał oślepiony blaskiem płomieni niedaleko od nich. Po chwili ruszył na nich z furią. Mierzył jakieś sześć metrów i był uzbrojony w gigantyczną maczugę.
–    Odsuńcie się..... ja się nim zajmę – powiedział Kain wychodząc na przód.
–    Ale... - zaczęła Miranda jednak szybko przerwał jej Riyuk.
–    Spokojnie, da sobie radę. - rzekł lekko odciągając ją za ramię.
Kain stał nieruchomo jeszcze chwile, a potem ruszył na naprzeciw potworowi. Bestia zamachnęła się i chciała uderzyć  go maczugą, lecz on  zatrzymał ją jedną ręką
i z niespotykaną siłą wbił ją w ziemię. Po czym wskoczył na nią i wbiegając uderzył i wybił zęba trollowi. Spadając na ziemię złapał tegoż właśnie zęba i  rozpruł mu klatkę piersiową i brzuch. Na lodowe podłoże jaskini wylały się hektolitry krwi i po chwili troll padł na ziemię.
–    Mówiłem ci, że da sobie radę. Trochę poćwiczył podczas naszego rozstania. - powiedział Riyuk patrząc na zdumioną Mirandę.
–    Poćwiczył? Przecież żaden trening ni uczyni człowieka tak silnym. - Miranda spojrzał jeszcze raz na Kaina
–    Bo widzisz, on nie jest już do końca człowiekiem. Minął tylko jeden dzień odkąd pojechałaś przekonać Zeiona aby z nami pojechał. Kain był w warsztacie, kiedy ktoś go zaatakował i próbował wepchnąć do maszyny do mielenia metalu. Udało mi się go uratować jednak jego ręce już zostały zmielone i nic z nich nie zostało. Straciliśmy już nadzieję, kiedy na drugi dzień przybył do nas nieznajomy, który obiecał dać mu nowe ręce w zamian za połowę naszego majątku. Kain był zdesperowany więc zgodził się bez wahania i tak oto straciliśmy połowę tego na co ciężko pracowaliśmy, ale Kain dostał nowe stalowe, mechaniczne poświęcone magią ręce. Nie męczą się, więc mógłby tak walczyć bez końca. Ot i cała historia. - Riyuk rozpromieniał.
–    Przykro mi, ale cieszę się, że udało się wam pokonać tę przeszkodę. - Miranda jedwabną chusteczką złapała łzę, która poczęła ściekać jej po policzku.
–    Ruszamy! - krzyknął Zeion wsiadając na niedźwiedzia
Więc ruszyli i jechali, aż dotarli do wielkiej bramy zagrodzonej ścianą lodu przed którą na tronie siedział Kaem w otoczeniu kilku goblinów. Kaem był wysokim mężczyzną o czarnych włosach, które opadały na ramiona zakrywając bliznę na policzku. Jego oczy były puste.  Światło błękitnych siarkowych płomieni odbijało się od skórzanego pancerza ze wszytymi drogocennymi monetami i kamieniami.

–    Czekałem na was – Kaem wstał z tronu zakładając hełm wyglądający jak korona.
–    Nagle dookoła niego zaczęły pojawiać się kopce z których wyskakiwały gobliny, które atakowały z dużą siłą jednak nic nie mogły wskórać przeciwko opancerzonym niedźwiedziom. Nagle Zeion, Kainn Miranda, Riyuk i Gotfryd ruszyli z natarciem i tratując sługusów dotarli do Kaema.  I rozpoczęła się szermierka między nim a Zeionem. Kaem padł na ziemię po czym szybko wstał i obracając się drasnął Zeiona w policzek. Zeion poddenerwowany począł wymachiwać mieczem. I parada, piruet, mocne kopnięcie w czaszkę. Kaem oszołomiony cofnął się o kilka kroków. Wtedy Zeion kopnął go w rękę i złapał miecz wypadający z niej.
–    Dobrze wygrałeś... Iznaję twoją wyższość i oddaję ci moją koronę. Ona da ci władzę nad goblinami. - powiedział Kaem ściągając koronę – jesteś teraz panem mego losu. Co zrobisz ?
–    Daruje ci życie jeżeli pomożesz nam się stąd wydostać i pokonać Arcydemona. - Zeion podsunął mu koronę pod nos.
–    Zgoda – powiedział Kaem stając przed lodową ścianą
Nagle zrobił się czerwony i zapłonął żywym ogniem wytapiając w ścianie przejście jednak jego ciało zwęgliło się.
–    Miejmy nadzieję, że wreszcie zaznał spokoju. - Gotfryd podniósł koronę, która jako jedyna nie uległa spaleniu. I ruszyli dalej.
W końcu wyszli na powierzchnie i mogli odetchnąć świeżym powietrzem. Jednak nie daleko była już wieża nekromanty, więc postanowili udać się tam od razu. Kiedy było już widać wyraźnie oddziały pilnujące wejścia zatrzymali się i ukryli za skałami, aby obmyślić plan dostania się do środka. Z wieży dochodziły modły.
–    Więc? Jak to zrobimy? – Zeion podszedł do szpary między skałami i przyglądał się orkom przy bramie.
–    Zawalimy wierzę. Jeżeli nie uda mu się dokończyć rytuału to Arcydemon nie wyjdzie. A jeśli wieża się zawali to nekromanta zginie pod gruzami. - Gotfryd zaczął objaśnianie planu – Kaem pomoże nam się tam dostać.
–    Kaem? Przecież on nie żyje.- Miranda rozłożyła ręce.
–    Owszem, ale mamy jego koronę. Ona pozwoli przywołać nam gobliny, które pomogą nam w walce. One odciągną uwagę straży. Ty Zeion użyj swojego lodowego miecza i zabarykaduj przejście. Kain ty musisz rozburzyć ściany. Miranda i Riyuk pomożecie Zeionowi z patrolami. Ja użyje korony i będę razem z goblinami odciągał strażników od wejścia.
Zeion popatrzył chwilę po swoich toważyszach i uśmiechnął się.
–    Więc zróbmy to. - Zeion wyszedł na drogę i pewnym krokiem zaczął iść w stronę wierzy.
Po chwili Zeiona mijały już gobliny biegnące z wrzaskiem na orków stojących przy bramie. Chwile po tym Zeion wyciągnął lodowy miecz i puścił błękitną smugę, która zamroziła przejście. Wtedy wybiegł Kain i ciągnąc wbił rękę w mury wierzy i obiegł ją dookoła. Wieża runęła z hukiem na ziemię, a chmura pyłu przez dłuższą chwilę. Potem, kiedy już zrobiło się z powrotem widno Zeion i reszta podnieśli się z ziemi, a spod gruzu przebiła się ręka. Wszyscy ją poznali od razu. Była to ręka Arcydemona.
–    Nie udało się.... - Zeion spojrzał z lękiem w stronę ruin,gdzie stał już Arcydemon
–    Zgadza się. Nie myśleliście chyba, że takie nędzne robaki jak wy dadzą rade mnie powstrzymać? Myliliście się i za to teraz zginiecie. - Arcydemon uniósł miecz i machnął nim, a smuga czerwonego światła przecięła na pół Gotfryda. W tym momencie Kain rzucił się na niego z furią i kilkoma uderzeniami odrzucił go na pobliskie zbocze. Jednak z kłębów kurzu wyleciał miecz, który go przebił.
–    Bracie! - krzyknął Riyuk i cisnął w Arcydemona swoją kosą, którą przeciwnik złapał wygiął ostrze i użył jak włóczni uśmiercając Mirandę.
Następnie Arcydemon pojawił się szybko koło Riyuka, złapał go za głowę i zgniótł mu czaszkę.
–    Więc zostaliśmy tylko my... - Zeion podniósł się z ziemi – to dość zabawne.
–    Co uważasz za zabawne? To, że zaraz zginiesz? - Arcydemon pojawił się szybko koło niego.
–    Nie, to, że pokonam cię w twoim własnym królestwie. Angro otwórz portal.
Po tych słowach za plecami Arcydemona pojawił się portal do podziemia. Zeion wbiegł w Arcydemona i razem z nim wpadł do drugiego wymiaru.
–    Jesteś głupszy niż myślałem.
–    Czyżby ? Zaraz się przekonamy. - spokojnie odpowiedział Zeion
W tym momencie Zeion zrobił się niebieski, na jego ciele pojawiły się różne białe znaki, a włosy uniosły się w górę. Za nim pojawili się Angro i Aghara. Potem obok nich stanęli jeszcze Miranda, Gotfryd, Kain, Riyuk i Kaem. Zeion wyciągnął w górę rękę i pojawił się w niej lodowy miecz jednak większy i emanowała z niego silna energia. Była tak silna, że strumień światła zarysował nawet sklepienie podziemia. Zeion machnął kilka razy i przeciął Arcydemona uśmiercając go. Chwilę potem duch uniosły się w górę, a Zeion razem z nimi. Starsi powiadają, że wszyscy. Zeion, Miranda, Kain, Riyuk, Godfryd zasiedli wśród największych bohaterów.


http://img5.imageshack.us/img5/2074/stone.jpg

Streak
5 - 0 - 0

osiągnięcia:

Last Fight
Jarret Stone vs Kane - Casket Match EXO 128 - Wygrana

Offline

 

#2 2012-05-29 19:21:53

 FoTi

Pomocnik

10082613
Skąd: Nowa Ruda
Zarejestrowany: 2012-03-14
Posty: 602
Punktów :   18 
Wrestler w e-fedzie: Kenneth Riddle
Od kiedy interesuje się wrestlingiem?: Wrestlemania XXVI
Ulubiony wrestler: Dean Ambrose, AJ Styles
Ulubiony Tag Team: DX, Evolution

Re: Discidium Feniscea

Jack, tu są sami kulturalni ludzie więc na inną krytykę nie masz co liczyć
Ja opowiadanie czytałem już kiedyś tam więc polecam wszystkim, którzy wchodzą i nie chce im się czytać. Warto bo jak na pierwszy większy tekst tego młodego człowieka to jest bardzo zacnie. Gdybym był nauczycielem języka polskiego to przyczepiłbym się do kilku błędów językowych czy też merytoryczno-sensowno-jakichśtam, ale kogo to do cholery obchodzi ;P

Offline

 

#3 2012-05-29 19:32:05

 Rafael

http://imageshack.us/a/img194/1306/ndwc.png

2322576
Skąd: ta kupa?!
Zarejestrowany: 2009-12-26
Posty: 450
Punktów :   
Wrestler w e-fedzie: Alvaro ,,Angel" Jurado
Ulubiony wrestler: Justin Gabriel
Ulubiony Tag Team: Rated RKO
WWW

Re: Discidium Feniscea

Co do stylu pisania to nie ma do czego się przyczepić. Jednak to nie moje tematy i ciężko mi się wypowiada, jednak czekam na coś co np ja mógłbym przeczytać. Ode mnie + za twórczość. Liczę na więcej.





I'm forever blowing bubbles,
Pretty bubbles in the air.
They fly so high,
Nearly reach the sky,
Then like my dreams,
They fade and die.


http://img402.imageshack.us/img402/8946/juradoq.png
Streak:
Win-20
No Contest -2
Losses- 16


Osiągnięcia:
1x Pretendent do pasa TT
1x Pretendent do pasa IN
1x pretendent do pasa WHC
1x Pretendent do pasa Extreme
Pretendent do wszystkich pasów dostępnych na EXO


Ostatnia walka
Alvaro Jurado Vs Dave James - Win


http://img.userbars.pl/166/33003.png

Offline

 

#4 2012-05-29 19:38:00

JackJPS

http://img832.imageshack.us/img832/3127/fcld.png

9860727
Zarejestrowany: 2012-05-28
Posty: 84
Punktów :   

Re: Discidium Feniscea

spróbuję coś wykombinować "historyczno przygodowe" ?


http://img5.imageshack.us/img5/2074/stone.jpg

Streak
5 - 0 - 0

osiągnięcia:

Last Fight
Jarret Stone vs Kane - Casket Match EXO 128 - Wygrana

Offline

 

#5 2012-05-29 19:46:09

 Rafael

http://imageshack.us/a/img194/1306/ndwc.png

2322576
Skąd: ta kupa?!
Zarejestrowany: 2009-12-26
Posty: 450
Punktów :   
Wrestler w e-fedzie: Alvaro ,,Angel" Jurado
Ulubiony wrestler: Justin Gabriel
Ulubiony Tag Team: Rated RKO
WWW

Re: Discidium Feniscea

wszystko byle nie Fantasy.





I'm forever blowing bubbles,
Pretty bubbles in the air.
They fly so high,
Nearly reach the sky,
Then like my dreams,
They fade and die.


http://img402.imageshack.us/img402/8946/juradoq.png
Streak:
Win-20
No Contest -2
Losses- 16


Osiągnięcia:
1x Pretendent do pasa TT
1x Pretendent do pasa IN
1x pretendent do pasa WHC
1x Pretendent do pasa Extreme
Pretendent do wszystkich pasów dostępnych na EXO


Ostatnia walka
Alvaro Jurado Vs Dave James - Win


http://img.userbars.pl/166/33003.png

Offline

 

#6 2012-05-29 20:11:29

 WCW

http://imageshack.us/a/img194/1306/ndwc.png

11107345
Skąd: Dom, pod kocem, w łóżku
Zarejestrowany: 2010-02-14
Posty: 797
Punktów :   47 
Wrestler w e-fedzie: James "Soo" Renda
Od kiedy interesuje się wrestlingiem?: od roku 2008
Ulubiony wrestler: James "Soo" Renda
Ulubiony Tag Team: LukeBrown & James Renda
Data urodzenia: 13.07.1995
WWW

Re: Discidium Feniscea

Troche się zmusiłem do czytania tego tekstu. Oczywiście z powodów typu: lenistwo, ogólna niechęć do czytania. Jednak spróbowałem i jestem pozytywnie zaskoczony. Wszystko czytało się w miarę szybko. Dialogi mi się spodobały, gdyż były zwięzłe i na temat. Jeśli chodzi o ich treść to czegoś mi brakowało. Jednak nie wymagam od kogoś zaczynającego swoją przygodę z tego typu opowiadaniami, że za pierwszym razem będzie pisał jakieś epickie dialogi. Parę razy nawet chciało mi się śmiać, np. gdy ten Kain po pokonaniu goblina bodajże wyrył mu wiadomość na czole i rzucił nim przed siebie Nie wiem czy autor chciał zawrzeć tutaj jakieś elementy komediowe, jednak chwilami takie występowały. To chyba tyle. Powiem szczerze, że jest to mój pierwszy kontakt z czytanym "fantasy". Pierwszy i w miarę udany. Dlatego na tej mojej opini nie można w 100% polegać, gdyż dobrze się nie znam. Mimo wszystko nadal jestem pozytywnie zaskoczony!


http://4.bp.blogspot.com/-AMkz6vylQwc/T3jTyHFI8BI/AAAAAAAAATo/boiACSSPvu4/s1600/hbk-vs-stone-cold_display_image.jpg



DREAM

Offline

 

#7 2012-05-29 20:30:30

JackJPS

http://img832.imageshack.us/img832/3127/fcld.png

9860727
Zarejestrowany: 2012-05-28
Posty: 84
Punktów :   

Re: Discidium Feniscea

powiedzmy, że pisząc to pisałem tak jak mi wena kazała. dialogi faktycznie w pewnych momentach mogły być lepsze. poza tym mam wrażenie, że ni rozzwinąłem paru wątków. Ale teraz.... kiedy w przyszłym tygodniu albo za dwa tygodnie prezentacja to nie mam już co zmieniać


http://img5.imageshack.us/img5/2074/stone.jpg

Streak
5 - 0 - 0

osiągnięcia:

Last Fight
Jarret Stone vs Kane - Casket Match EXO 128 - Wygrana

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
berlin-hotel.pl wellness w Ciechocinku dobry stomatolog łódź savo